poniedziałek, 30 marca 2015

Częstochowa w niedzielę

Dość spontanicznie wybraliśmy się w Niedzielę Palmową do Częstochowy.
Dość - no bo w sobotę byliśmy tak zmęczeni, że wpadła nam myśl, żeby w niedziel pojechać do Częstochowy.
Dość dawno obiecaliśmy teściowej, że pojedziemy z Nią wspólnie i to dość dawno było niemalże
2 lata temu. Miał to być prezent na 65 urodziny  teściowej a tu zbliżają się 67 i jak się okazuje jednak dotrzymujemy obietnic.
Zmiana czasu na wiosenny nie pokrzyżowała nam planów. Wyruszyliśmy ok. 9 i  z atrakcjami dotarliśmy na ok.12.20.
Gdy przyszliśmy w Bazylice śpiewał chór chłopięcy - było wyjątkowo ale jeszcze tak zwyczajnie, nie nadzwyczajnie. potem zobaczyliśmy Kaplicę Cudownego Obrazu.
Przegapiliśmy zasłonięcie obrazu ale zdążyliśmy na odsłonięcie.
Potem zwiedzanie m.in wieży. Naliczyliśmy ok. 198 schodów na 106 m. wieże choć nasze liczenie było dość niechlujne a do końca też nie dało się wejść ( ponoć ma ok. 360 schodów). A po zejściu z wieży spotkanie z dwoma chłopakami z Ukrainy jeden ze Lwowa a drugi z Doniecka.
 Tylko chwilę porozmawialiśmy bo miałam wrażenie, że zostałam zaskoczona tą rozmową.
Miałam nadzieję, że jeszcze się spotkamy ale jak to w życiu - nie spotkaliśmy się.
Może spotkamy się we Wrocławiu;-)
Częstochowa/ Jasna Góra  piękniejsza niż w latach 90. Zadbana jakaś szczęśliwsza choć czasami zadumana. Wychodząc z Jasnej Góry spotkaliśmy Siostrę zakonną poprosiłam o wspólne zdjęcie pod brama Totus Tuus - przed główną brama wejściową. Zapytałam siostrę czy jest Paulinką a ona cała promieniująca, wręcz świetlista, radosna, z różańcem w ręce odpowiedziała jestem Siostrą Zawierzaną. magiczne! I jak tu nie wierzyć w Anioły? ;-)
Dobrego dnia!
A foto --- o sporo ich mam - zamieszczę  na wieczór.
Byliśmy nad zegarem - pierwszy poziom nad ziemią.

 Nad miejscem do spowiedzi nakarmiliśmy gołębie i kilka kawki z niebieskimi oczami -- a zdjęcie z kawkami gdzieś uciekło;-0

 Widok przed skarbcem na Bazylikę z boku.
A dlaczego nie ma zdjęcia Kaplicy MB -- oj, tyle wrażeń, że nie myślałam o zdjęciach.

Dla dzieci z 36 roku

Miałam 8-9 lat i ksiądz Kanonik (Uniegoszcz) z naszej parafii miał odejść na emeryturę i przenieść się do domu seniora dla księży. Była to moja 2 lub 3 klasa podstawówki. Raczej 2. Na jednej z lekcji religii ksiądz powiedział, że niedługo go nie będzie i inny ksiądz będzie miał z nami religię. Powiedział, że możemy sobie wziąć  jakieś, książki, które miał.  Sięgnęłam po taką bez okładki i dość żółtą, pomarszczoną, z poniszczonymi kartkami ale były tam obrazki proste rysowane czarną kreską. Nie była to poważna, opasła księga, tylko Biblia dla dzieci, mała może jakieś 30-40 stron. Panował półmrok, były stare drewniane ciemne meble. Ogólnie wnętrze było dość mroczne i owiane jakomść tajemnicą, pamiętam że byłam nieco wystraszona i nieufna, niepewna. Rozglądałam się i przyglądałam - wszystko było jak w zwolnionym filmie, co dla mnie łobuziaka było dość dziwne. Zero pośpiechu, mało słów. Powiedziałam, że wybrałam i ksiądz spojrzał i powiedział - dobrze.  Dokładnie wszystkiego nie pamiętam - ale tak mniej więcej to było.  Ksiądz kanonik był dobroduszny, przypominał starego, dobrego dziadka, siwy, nieco grubszy, bardzo spokojny, choć pamiętam jak przepytywał nas z grzechów potrafił się zdenerwować. Widziałam Jego smutek,  niedługo nie będzie w tym miejscu.
 Gdy przyszłam do domu pokazałam książeczkę. Mama zajrzała i znalazła datę wydania. Zapytała od kogo dostałam. Powiedziałam, że od kanonika. A mama na to- jakie to smutne tyle lat ksiądz był w parafii a teraz odchodzi - jako dziecko nie rozumiałam. Potem powiedziała, że ta książeczka to skarb i żebym jej pilnowała. A gdzie teraz jest - nie wiem - podejrzewam, że w domu u mamy. Gdzieś ukryta między innymi książkami. A czy ją znajdę - sama jestem tego ciekawa. A zastanawiam się czy dobrze zapamiętałam rok wydania? Chyba tak - choć nachodzą wątpliwości.

sobota, 28 marca 2015

Noc, nocka szaro bura

Dzień zmienił się niemal w noc.
Chmurzyska szare, pięknie szare. Czasami jak słońce próbuje się przebić przez nie stają się srebrne jak jakiś kamień z mikroskopijnymi błyszczącymi opiłkami połyskującymi nieprzeciętnie. Deszcz już czeka żeby przedrzeć się przez tą gęsta masę chmur a ja się zachwycam;-) Oj dziwacznie - prawda. Synek mój mówi -  mamo, jakaś brzydka ta pogoda a ja odpowiadam- brzydka, ale popatrz na chmury jakie piękne szare niebo nad naszymi pomarańczowymi blokami. Jak obraz- wyraźny, soczysty, taki ostry. Mieliśmy iść na działkę smażyć kiełbasy, ale z tego nici. Pójdę sama, potnę, gałęzie na małe gałązki. Pościnam bukszpan do palmy, pozbieram jakieś trawy i kwiatki do niej.
A na obiad placki ziemniaczane. Już nie mogę się ich doczekać, Nie jedliśmy ich chyba 3 miesiące.
Popędzę tylko po ziemniaki, te które mamy w domu starczyłyby na jednego no może na dwa placki;-)
A co przyniesie dzień ? Dopiero późny ranek, no może wczesne przedpołudnie a już zapowiada się ciekawie. ...

piątek, 27 marca 2015

Zwykły - szaro-kolorowy dzień

Dzisiejsza pogoda nie nastraja dobrze - wydaje się, że to dzisiaj jest Wielki Piątek - bo jak sięgnę pamięcią właśnie taka pogoda smutna jest jak w ten dzień.
Nie jednak to nie Wielki Tydzień.
W taką pogodę "trzeba szukać" i wyciągać z zakamarków a to grzankę, a to rzodkiewkę, a to parmezan, żeby nie zwariować. Potem jeszcze jajeczko takie dogotowane lekko niedogotowane - pycha i dzień niby straszny staje się znośny. Byłam w przedszkolu czytać bajkę - a właściwie opowieść o dziewczynce pół Polce- pół Islandce. Przytargałam globus wielki, ogromniasty, że sama miałam kłopot ze znalezieniem na nim Polski i Islandii ale jak to dzieci pomogły z radością i swą nieprzepartą  wolą pomagania, znajdowania, szukania już i teraz zrobiły galimatias i od razu był ciekawie. Im pogoda wcale nie przeszkadzała do słuchania, bawienia i odkrywania świata.
 Było zamieszanie ogromniaste i czasami straszne ale dzień na chwilę, oprócz tych kanapek, stał się znośny. A teraz mąż maluje pokój syna i gdy pytam czy pomóc mówi, idź usiądź, pochodź ale ja sobie dam radę. Wiadomo co to oznacza - daj mi trochę wolności i spokoju -  i świętego spokoju.
O żeby tak mieć swoją enklawę z maszyną do szycia ,  której nie trzeba ciągle chować
z półkami na materiały i różne moje duperelki - no to chyba byłby kolejny bałaganiarski pokój;-)
A tak walę się za chwilę na łóżko i pomyślę - co mi pozostało.

Synek mówi - mamo w przedszkolu są kradzieże, pytam się - jak to grasują złodzieje. A on na to nie kradzieżem jest mój kolega zabrał mi kredkę, którą właśnie chciałem malować!

czwartek, 26 marca 2015

Próba z luksusem

Wracam z synem widzę miejsce parkingowe ale jakby nie pełne tzn. pewna pani zaparkowała autem na dwóch miejscach - no może nie zupełnie na dwóch ale na każdym z dwóch po trochu.
Podjeżdżam i pokazuję pani dużo miejsca i że nie mogę za bardzo wjechać. Mówię do synka - no pani w leksusie no to może sobie parkować nawet na dwóch miejscach. A synek na to - mamo pani w luksusie! No to może!
Zaparkowałam na części miejsca i części chodnika. Oj nie lubię tego;-0
A patrzę z domu przez okno a pani przestawia auto. Ot to była próba mojej cierpliwości, złość siedziała trochę we mnie ale skryłam ją w sobie nie wybuchnąłem.
 I dzięki synkowi i dzięki tej pani zrozumiałam -  można poskromić złośnicę  a życie od razu staje się lepsze!

Dziecko czasem kuka

Dzieciak czasem we mnie kuka- siedzi we mnie. Na szczęście  każdego dnia jest we mnie ale nie cały dzień.  Czytanie książek, oglądanie bajek z synkiem  i wspólne zabawy, no i warsztaty w przedszkolu powodują, że czuję się jak dzieciak. Są jeszcze takie chwile gdy dzieciństwo jest mi bliskie: gdy jadę na rowerze, gdy jeżdżę na oponie w zimie, gdy wskakuję do morza bałtyckiego - zimnego, że aż pewna część ciała zamarza, gdy pada deszcz na plaży a my próbujemy się smażyć. Ach - to były czasy - wcale nie lepsze, tylko inne. Są też takie chwile z dzieciństwa, trochę straszne i dziwne np. mam 8-9 lat idę do szkoły a w krzakch tuż koło nie stoi foacet i odchyla płaszcz i coś pokazuje. Koty miałczące w krzakach gdy jest już ciemno a my wracamy z kina i strasznie mnie ciekawi, żeby wejść i je zobaczyć - ale strach ma wielkie oczy i koleżanka mówi, żeby zwiewać. Albo mam 7-8 lat a moja przyjaciółka chodzi do zerówki i namawia mnie na wagary, sama jest chora i nie może iść do przedszkola - spędzamy fajnie czas, aż przychodzi brat i daje mi burę. A my przecież tylko się bawiłyśmy a ja opiekowałam się chora koleżanką.( a ona jest teraz medialnym kapitanem policji;-), tzn., pracuje jako rzecznik policji.)
Zabawne te chwile - gdy je wspominam. Obraz stają mi przed oczami, wszystko jest dość wyraźne, nasze tereny,  drzewa, gospodarstwo obok bloków, a potem po przeprowadzce, inny blok, most, transformator. Potem  Pamiętam też powódź i jedność z sąsiadami, oczekiwanie na schodach na wielka falę powodziową, tatę na łódce płynącego po chleb. Ale się działo.
Wszystko było ciekawe, interesujące, fascynujące, zawsze coś nowego innego mogło się zdarzyć.
Teraz to wspaniałe dzieciństwo wraca gdy czytamy  książki. Część z nich dostaje mój synek z różnych okazji  a część pożyczam z biblioteki. Ostatnio czytane i przeczytane to:

Pankaganga - Myślobieg - POLECAM ;-) dla 7-8 latka
Komplemanty - dla 5-6 lata - POLECAM
oraz Bangsi -- OOOOOOO POLECAM w całej rozciągłości !!! Kocham tą opowieść. Dla wszystkich małych i dużych, dzieci i nie dzieci!

A zadanie na dziś wynikające z tych książek, ufność, ciekawość, komplement nawet dla naburmuszonego stwora, poznawanie jest super polecamx3




wtorek, 24 marca 2015

Lump-eks i cudeńka

Wstąpiłam do lumpeksu, lub jak kto woli do secendhandu, lub galeriji do newage pewexu, czy po prostu pexu. Upolowałam sweterek za 5,32 zł z wełny 100% alpaki. Nie mogę w to uwierzyć. Potem wpadłam po drodze do drugiego - tam kupiłam firmowe dżinsy za 20 zł - wymagają skrócenia ale wysokość pasa idealna, ulubiona, chowa nieco pępek. Wypatrzyłam serwetki ręcznie zrobione - piękna szydełkowa robota - kupiłam 2 każda po 1 zł, co prawda kolor nie wiosenny tylko bożonarodzeniowy ale już kombinuję co z nich można zrobić na święta.
 Okazuje się, że zakupy mogą  stać się przyjemnością.
Oglądam strony internetowe fimowych sklepów nasycę trochę oczy, pogłówkuję a potem znajduję bardzo podobne rzeczy w pexie.  Potem zdarza się, że coś doszyję, coś przeszyję, coś zwężam, coś skracam i zazwyczaj nosze długo, długo i są to moje ulubione rzeczy.
Mam golf z benethona  tzn kupiony za 8 zl w pexie i niestety wełna już nie wytrzymuje noszenia. Trochę się rozchodzi ale tak go lubię, że trudno się z nim rozstać. Już kombinuję jak go spruć - zapewne jest z tych nie robionych maszynowo, czyli nie ma obawy, że  po spruciu każdy rząd w swetrze jest zrobiony z innej nitki, tylko można całość spruć i dziergać na nowo.
I to zapewne będzie moje zimowe zadanie;-) Mój synek myśli co dostanie na urodziny - w czerwcu, albo na dzień dziecka, albo co przyniesie mu Mikołaj  ( tak, tak w tym roku) a ja już planuje robótki zimowe.
W tym roku kończyłam na wiosnę wełniany dywan,( może już o tym pisałam) a właściwie dywanik- jest niewielki, ale robiłam go z 4 nitek złożonych razem, na grubaśnych drutach, z wełny od teściowej, która przetrzymała ją w piwnicy z tzw. końcówek serii wełny dywanowej, wykorzystywanej w Kowarach, do wyplatania dywanów. Robiłam ten dywan trochę jesienią 2014 i trochę wczesną zimą 2015. I udało się wyrobiłam prawie całą włóczkę i wyszedł dywan (chyba 80x130), ciepły, całkiem całkiem ładny, pasujący do naszych klimatów kolorystycznie i mentalnie;-) Robiłam go ryżem podwójnym, potem wyprałam i sfilcowałam - no i teraz jest dywanisko. Filcowanie było zabiegiem celowym, skutecznym i sprawdza się  znakomicie, chowa trochę okruchów i mamy ciepełko pod nogami przy zlewie.
Ooooo... słońce już zagląda do okna, czas na działkę. Troche coś poprzesadzam, posadzę, uprzątnę. Może też coś skopię?

poniedziałek, 23 marca 2015

Pociąg,sarenki

Pojechałam do mamy i brata pociągiem - nie takim z PRL lecz nowoczesnym szynobusem żółto-białym z dziobem "TŻW". Mam zdjęcie z Francji  przed takim nowoczesnym pociągiem i nawet w 1996 nie marzyłam, że w Polsce też podobnym pojadę. Oczywiście nie rozwija takiej prędkości ale jazda 1h i 8min do Wałbrzycha to wyczyn - prawie jak TŻW lub Pendolino. W torbie miałam sotnio-niedzielną Wyborczą jabłko, banana i marchewki. Z takim ekwipunkiem wiedziałam, że podróż będzie dobra. W pociągu miałam zamiar milczeć - bez postanowienia milczenia - usiadłam koło starszej pani i z nią przegadałam całą godzinę, o smutkach, wiadomościach, o radościach - ot o życiu tym ogólnym i tym szczególnym jej i trochę moim. Zdałam sobie sprawę jak wiele jest samotności o potrzeby zwykłej- niezwykłej rozmowy, relacji, kontaktu, ot serdeczności i uwagi na drugiego człowieka. Gdy tak rozmawiałyśmy pani mi powiedziała - oj nie widziałam, żadnej sarenki a przecież zawsze gdzieś tu są, a ja patrzę przez okno i mówię proszę popatrzeć tam na zrytej ziemi - tej brązowej stoją 3,4,5 - trudno je dostrzec - są tak daleko i to tło. No tak - mówi pani- zamyśla się i wpatruje w okno. Gazeta tym razem nie była potrzebna.
Przypomina mi się inne zdarzenie - zamawiacz snu. Kiedyś gdy byłam mała zamawiałam sen. Moja koleżanka miała wózek dla lalek - taki  z DDR i lalkę bobasa. Strasznie chciałam mieć taką lalkę ale rodziców nie było stać na nią o wózku to już w ogólnie nie było mowy. Może też nie wystarczająco mówiłam o tym? Może też już byłam trochę za duża - bo miałam 8-9 lat.
Codziennie przed snem zamawiałam sen z lalką i wózkiem. I śniłam. Jak tylko miałam trudność z zaśnięciem wyobrażałam sobie zabawę i bawiłam się lalką i były koleżanki i bawiliśmy się w opiekowanie się bobasem. Był nawet jakiś chłopiec, czasami też dziewczynka, którzy byli tatą -- ale kto to był  już nie pamiętam.
A czy teraz można zamawiać sen - wystarczy spróbować! Mam kilka snów, które pamiętam
te z dzieciństwa, i z późniejszych czasów. Są kolorowe, wszystkie barwy intensywne. Kiedyś jeszcze o nich zapewne napiszę.

piątek, 20 marca 2015

Drzewa ogołocone

Dziś walczyłam z obcinaniem drzew. Oczywiście nie po raz pierwszy tylko w tym roku po raz trzeci. Za to miałam towarzystwo - bo ogołacałam te drzewa  nie sama ale z panem Markiem.
Cieszę się niezmiernie, że go poznałam - pan  Marek wziął obcięte drzewo i nie chciał pieniędzy ale ja jak to ja wcisnęłam mu grzybki mamusi i olej kokosowy.
Walczyliśmy z jabłonkami, które rosną, rosną i sa nie do opanowania. Co prawda w lecie i jesienią mają  mnóstwo jabłek ale co z tego właściwie wszystkie zepsute i jak urosną to mam ćwiczenia za darmo zbieram je i kiszę ( tzn same się koszą w wiadrach na działce) i wkładam do worków i zakopuję i wynoszę i urobię się po pachy a nawet po kilka. Dlatego powiedziałam dość - odnawiam drzewka czyli obcinam, skracam o połowę ;-) a w przyszłym roku zamierzam szczepić gruszki na jabłoni - a co mi nie wolno.;)
W Szczawnie widziałam poszczepione różne jabłka i gruszki na jednym drzewie - cudo.
Też sobie tak zamierzam zrobić.
Słońce grzało, a na dodatek zostało zakryte tzn. dzisiaj było zaćmienie ( pisałam to wczoraj a zapomniałam podpiąć). I w tym zaćmieniu jedność ludzi i dusz. Wchodzę na działeczkę a tam pani na rowerku jedzie. Zatrzymuje się przy mnie, wyciąga kliszę z pogiętym kręgosłupem albo jakimś biodrem i mówi chce pani zobaczyć zaćmienie.
Jasne i oglądamy. Zrobiło się zimno, i powiem szczesze jakoś tak nieprzyjemnie. Nie od tej pani tylko uczucie przedziwne jakby wszechświat chciał coś powiedzieć przez to zaćmienie :-0
 A potem zatrzymuje się inna pani na rowerku i mówi - jakoś dziwnie się czuję - a ja mówie, ja też, a ona - od razu mi lepiej. No i nam wszystkim jest dobrze. I tak przyjemnie mija dzień 20 marca - chyba to pierwszy dzień wiosny i dzień wagarowicza??? O nie to jutro. Czyli szkoły sobotnio-niedzielne mogą powagarować.  I jednego dnia mamy radość i łzy ( łzy z innego powodu - o tym nie będę pisać), radość i zmartwienie, nowi ludzie, starzy ludzie i dzieje się dzieje.
A mój syn zajął czwarte miejsce w turnieju szachowym przedszkolaków. Niestety był to powód do płaczu - bo liczył, że zdobędzie medal.

czwartek, 19 marca 2015

Sok + czeko, czeko, czekolada

Ach dzisiaj dobry dzień, postanowiłam żyć zdrowo!
Pożywne lekkie śniadanie, sok jabłokow-marchewkowy z dodatkiem selera jako drugie śniadanie. Mały obiad lekki - kapustka czerwona z jabłkiem i duszony kurczaczek. Ale chyba było go za mało -- bo skutek; po obiedzie zjadłam czekoladę gorzką z orzechami- zaczęło się od 1 paska a skończyło na pochłonięciu tabliczki czekolady.
Małe przyjemności słodko-gorzkiej codzienności.
A jutro będą rogi, które wychodzą mi na głowie po zjedzeniu czekolady, owsiki lub inne tego typu niestosowaności w innej części ciała.
Ale tak to jest jak głowa nie działa a kubki smakowe i samodyscyplina poszły na spacer.
Ale życie jest piękne!!!! Zaraz pędze na działkę pozbierać powycinane gałęzie.

PS. A kto czyta mnie we Francji --- ? Bon żur - czy można się odezwać;-0

Uczta dla uszu

Spotyka się Zięba z Wigurą. Tak zaczyna się opowieść. którą rozegrała się w programie "To nie tak" na TVP Kultura. Uściślając ojciec Zięba i socjolożka  Karolina Wigrua, rozmawiają i dyskutują, czasami się niezgadzają choć tym razem wyszło, że w większości kwestii się zgadzali.
Dyskusja toczyła się o wolności i/a odpowiedzialności. I co tu dużo mówić - była kapitalna.
Mam wrażenie, że gdyby tak wyglądały debaty na wszystkie poważne kwestie, nie tylko kulturalne ale i społeczne, polityczne, ludzkie i inne insze, to nasz świat byłby zdecydowanie lepszy
 i łagodniejszy. Ach gdyby ludzie chcieli ze sobą rozmawiać a nie zawsze przekonywać się do swoich i to zazwyczaj jedynych dobrych racji ;-)
A tu  tymczasem dyskusji brak albo próbuje nam się wcisnąć jakomś prostą, (wprost prostacką) filozofię postrzegania świata czyli medialną odsłonę widzenia rzeczywistości. Gdzie albo jest goły tyłek + Putin, albo dwóch Putinów i prostytutka Polka w Niemczech itp. Czy ktoś się zastanawia jak podawać newsy żeby świat był lepszy i nie tylko chciał odzewu, gryzienia do kości.
Bez uczenia, szacunku dla innych, rozmowy, rozmowy, zrozumienia inności, spojrzenia z innej strony, debaty;  rosną małe, duże dzieci, które obrażają się na byle co i gdy staje temat do załatwienia, problem życiowy to bez zastanowienia działają i tłumaczą się wolnością zapominając o odpowiedzialności. ( A mój synek chce być klonem -- i wygląda na to że rozmowa nie pomaga ;-), tak ma już od dwóch lat).
 A przecież taka jak nasza wolność jest ważna, bo moja, bo dla mnie, no ewentualnie dla tych z mojego kręgu.  No oczywiście nie byłoby mnie gdyby mnie to też nie dosięgnęło i nadal dosięga.
Ot taka nasza mała rzeczywistość dorosłych i ciągle małych ludzi, emocjonalnych stworów-potworów. A co to ma wspólnego z małymi przyjemnościami do wspomnienia -- no cóż też zeszłam ze ścieżki przyjemności - ot się porobiło.
Dziś byłam na warsztatach z Niteczką Bębenek - dopadły mnie dzieci 4-5 letnie.
Z niektórymi nie dało się rozmawiać jak się im czegoś odmawiało w ryk - zero posłuchania pierwszy objaw łzy na niezgodę lub wymuszanie ja muszę być pierwszy, teraz ja. Potem okazała się, że dzieci po rozmowie umiały zmienić zdanie, były pogodniejsze, potrafiły współpracować. I tych kilkadziesiąt minut  potrafiło zmienić mnie i ich -- Nitka  poskutkowała nie tylko uszytymi woreczkami i poznaniem maszyny do szycia  ale i  po poplataniu zwinęła się w nitkę porozumienia.
Jak widać ostatecznie niezgoda może prowadzić do przyjemności.

środa, 18 marca 2015

Langusta na palmie a ja na jabłoni

Dziś doskonały dzień. Umówiłam się z kolegą na 9.30 pędzę jak wariat na głodniaka na kawkę do domu - jest 8.10 po odstawieniu synka do przedszkola. Patrzę a tu oczom nie wierzę - koleżka mój miły idzie sobie. Zatrzymuję się i pytam a gdzie się wybierasz a On do miasta. Ja do niego byliśmy umówienia - a On pokiwał głową i po krótkiej rozmowie okazało się, że przede mną nie ma ucieczki. Dorwę człowieka wszędzie ;-)
Zapakowaliśmy się do auta. Wspólnie zjedliśmy jajeczka nr 1 oraz kapustę z sosikiem chyba śmietankowym. Wypiliśmy wodę z cytryną a potem rzuciliśmy się w wir pracy czyli ja wykańczałam krasnale na warsztaty krawieckie a kolega robił im zdjęcia.
Potem pomógł mi ze zrobieniem matrycy ludka - to tutajka i popędziliśmy na działkę. Pościnałam kolejne jabłonkowe odrosty, wilki itp. paskudztwa bo  próbuję ratować drzewa, które mają jakieś 20 lat.
Potem Kolega posadził cebulę oczywiście w miejscu gdzie mu wskazałam czyli koło czosnku a że źle przeczytałam i źle wskazałam jak już mieliśmy wychodzić jeszcze raz zajrzałam na tabele sadzenia czyli dobrych połączeń roślin - no i okazało się, że źle pokazałam zatem wykopaliśmy cebulki posadzone 2 godziny wcześniej.
A potem pogadałam z trzeba działkowymi sąsiadami potem poznałam kolejnego sąsiada, który zetnie mi drzewka i tak się dzień wspaniale toczył.
Aaaaaa a co z ta langustą?
Wspaniałe wykłady dominikanina Adama Szustaka można znaleźć na www. langustanapalmie.pl  polecam  bardzo serdecznie. W sam raz dla anielic i antyanielic oraz dla aniołów i antyaniołów. A w szczególności dla tych ANTY.

poniedziałek, 16 marca 2015

Lodówkowy stróż

Wstaję w nocy i chcę się napić wody z cytryną. Otwieram lodówkę wyciągam po cichaczu cytrynkę, mniej po cichaczu włączam czajnik, który buczy i wyje jakby miał zagotować wodę w sekundę.  Słyszę skrobanie. Dziwne odgłosy nasłuchuję i przebiega jakiś cień a właściwie kręci się i podskakuje mały stworek - oj wykrzykuję. Pikuś - to nasz chomik - aleś mnie wystraszył - co ty tu biedaku robisz - nadaję do niego.  On podskakuje w klatce ustawionej na pudełku obok lodówki ( to raczej niepotykane miejsce dla niego).
A tu z nienacka odzywa się mój mąż - Pikuś pilnuje lodówki i widzisz jakim jest dobrym ochroniarzem. Wydało się!
No i jak tu mieć spokojne życie - ciągle się coś dzieje. A to synek, a to maż, a to znowu chomik.
 Nawet w nocy człowiek nie ma intymności -- jak mówi syn.


niedziela, 15 marca 2015

Działeczka, rower i heja...

Dziś zrobiło się wiosennie, jeszcze nie letnio ale straszą upałami a działka czeka, wzywa, nieobrobiona  zarasta i czernieją plamami listki róży -- ojejej. Już wiem, że czas na orkę. Trawa rośnie jak zwariowana a ja ta swoją maleńką kosiareczką, ekokosiarką  musze zasuwać. Dach w altanie pęka a właściwie już się to stało teraz  rozsypuje się. Okno rozleciało się na amen. Ale przecież nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Już upędziłam czosnówkę na plamy,  wysiałam na 1/5  gruntu węglan wapnia czyli  kredę malarską nieszkodliwą  i lada moment będę pielić, wygrzewać się w słońcu a potem po 2 godzinnej harówie spocznę przez 5 min na hamaku. Och fajna ta wiosna. Dziś jechałam przez miasto do bawialni na drugim końcu miasta a po drodze mijałam łąki krokusów, na pasach zieleni między 3 pasmówkami chmary krokusów - pięknie, cudownie, kolorowo, ot wiosennie. I jak tu nie cieszyć się ,że jest się Wrocławianką -- to brzmi dumnie. A stokrotki jakby passe  też jednak nie zważając na mody rosną i cieszą koko. Wiosna ach to ty....

sobota, 14 marca 2015

Moszna - jak tu pięknie

Mówię do siostry - jedziemy do Moszny. Ona wpatruje się i mówi chyba do Moszyny, nie odpowiadam sama jestem zaskoczona tą nazwą ale Moszna to miejscowość w której jest piękny zamek - neogotycki- cudo. Pogoda piękna, wyprawa udana. Siedzimy w przyzamkowym parku,jemy pomidorówkę z własnoręcznie robionym makaronem z porcelanowych miseczek i normalnymi domowymi łyżkami. Zupę przywieźliśmy ze sobą w termosie. Słońce świeci na nas i na pomidorówkę, nikt nie zagląda nam w miski bo siedzimy na łące zamkowej jakieś 200 m od głównej drogi, na ławce pod ogromnym chyba 200 letnim dębem a ptaki śpiewają co niemiara
Jest bosko, cudownie, wspaniale.
Tak było 8 marca w niedzielę.
Potem poszliśmy na długi spacer po parku -- urokliwe miejsce, z poniszczonymi, wielowieloletnimi drzewostanami. Już wyobrażam sobie jak tu  będzie jeszcze piękniej za 2,3 tygodnie kiedy zakwitną azalie, rododendrony. Oglądamy jeszcze cmentarz  dawnych właścicieli. Ich potomkowie a jest ich bodajże cztery osoby mają teraz tyle lat co my, choć jedna najmłodsza dziedziczka ma 15 lat i na imię Helena a inna rocznik  bliżej 1970 Valeska jak jej praprapra... babcia i jedna z pierwszych właścicielek.
Piękne miejsce. Ciągle żyję   zachwycona   tym zamkiem i jego otoczeniem. Jest te wspaniała restauracja gdzie można zjeść doskonały posiłek i jeszcze lepszy deser z przepysznym cappuccino polecam. Foto relacja poniżej zdjęcia  ucięły  się  why hou knows...,  a gdzie polana z nasza ławka od pomidorówki + zniknęła.
 ogólnie 

 brama lwow

wejście-wyjście od hrabiego

 

gabinet hrabiego

 wieża z potworami

 wschodnie skrzydło

 park,  urokliwe wieloletnie drzewa

piątek, 13 marca 2015

Kropelka, kropeczka, pyszczek...agresja

Są wyrazy, które są fantastyczne. Nadają smak życia i wywołują uśmiech. Do moich ulubionych należą: kropelka, kropeczka, pyszczek, kochanie moje, galimatias, rosa, wygibasy, grubasy, kogucik i wiele, wiele innych - oj właża i wyłażą z mojej głowy: haczyk, Anika, Inka, Noemi, kruszonka, kolaboracja, konotacja ................
Nieraz są to zdrobnienia i nie zdrobnienia.
Gdy ktoś do mnie powie Nikunia albo siostrunia, siostrzyczka  to dostaję białej gorączki.
Zawsze trzeba mieć umiar w tych zdrobnieniach! ---Odpowiedź jest jedna, jedyna i absolutnie poprawna ---TAK, TAK, TAK!!! UMIAR.
Chyba zwariowałabym gdyby ktoś do mnie mówił Nikuniu kochaneczko, jak tam twoje zdróweczko. Ja się czujesz siostrzyczko czy najadło się Twoje brzuszatko? A może chcesz wypić kubełek kawy, mam tu taki litrowy w sam raz dla Ciebie  skarbeczku?   Bo masz ten brzuszek taki jak bębenek duży, okrąglutki, bidulko.
Oj... od  takich słów i ludzi co tak mówią trzeba trzymać się z daleka, bo zawsze jakoś tak wychodzi, że strasznie takie gadanie szkodzi!!!
Swoja drogą - raz do mojej koleżanki zagadałam Wandusia - a Ona spojrzała i poprosiła spokojnie, nie mów tak do mnie. Może wkurzać to Wandusiu, Nikusiu itd., itp.... Może wkurzać?  Wkurza, ....
AGRESJA - też czasami ładne słowo;-)

13 - Disco Polo

Ps. A wybrałam się na Body/Ciało a trafiłam na Disco Polo -- oj się porobiło.
________________
Wczoraj byłam na Disco Polo - oj, zwariowany film.
Wspaniały, zaskakujący, przezabawny. Warto iść i zobaczyć nieco inną odsłonę kina polskiego z Danielem Polakiem, Tomeczkiem i Rudym.
Konwencja świetnie dobrana do tego rodzaju muzyki,  a na dodatek zaskakująca, ohy, ahy, itd.
A teraz co mi pozostało - wybrać się na koncert a najlepiej na Galę Disco Polo.
Przechodząc na slang w filmie  Ku... ale nóżka chodziła, a buźka zaje... się śmiała.
Polecam ten film i szkoda tylko, że nie dało się zrobić bez tych przekleństw bo byłby film nawet dla 7plus;-)
I wróciły wspomnienia Majteczki w kropeczki na obozowej dyskotece, program Disco Relax - wcześniejsze czasy i ambitniejsza muzyka no o moja ulubiona weselna Kocham Cię kochanie moje -- ale to już zupełnie inny rozdział życia!. Świetny film - polecam! Szczególnie jak ma się doła i jest brzydka pogoda;-)

Nitka Bębenek

W tym tygodniu zadebiutowałam warsztatami z szycia dla maluchów. Pojawiła się na nich pełna obsada czyli 17 dzieci i 2 panie. Istny galimatias i zwariowanie. Dzieci chciały szyć jeden przez drugiego. Trzeba było uważać, żeby dzieci nie poprzyszywały się nawzajem. Dzieci są fantastyczne, każde wybrało materiał wstążkę, a niektóre nawet chciały przyszywać po kilka wstążek i szyć dla swoich braci, sióstr. Zaskakujące było jak dzieci pytały: proszę pani która wstążka pasuje do materiału. Chciały wszystko dopasować a potem zaskoczenie materiał w żółto brązowe paski i fioletowa wstążka w groszki -- jakby nie widziały co biorą ;-).
Ot się działo. Uciechy było co nie miara.
 Coś pięknego -- radość, zainteresowanie dzieciaków przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Każdy wyszedł zadowolony, uśmiechnięty. A ja przeszczęśliwa. Jeden chłopiec zobaczył uszytego robaczka i wykrzyknął  - o szczupak -- a ja happy, happy.
Zabieram się za kolejne szycie dla następnych grup  i znów się będzie działo!



środa, 11 marca 2015

Synek rysownik

Nasz synek uwielbia rysować. Siada i trzaska kilka potworniastych malunków czasami są na nich mikroskopijne smoki, waleczni ninja, kościotrup i statek widmo.  Teraz zdradził mi, że chce trenować judo i codziennie rano ćwiczy postawę, wydaje okrzyk i macha nogami. Potem ja ma jeszcze chwile przed wyjściem machnie w pośpiechu jakiś potworniasty majstersztyk obrazek. zadziwiające jak cos narysuje to prawie zawsze jest to doskonałe choć wiadomo że rysowało to dziecko. Poszliśmy do psychologa. Na koniec rozmowy pani - znawca dziecięcej psychiki stwierdziła, że nasz syn jest zalękniony, wycofany i może potrzebna mu wizyta kolejna. Strasznie się zdenerwowałam bo tak swojego dziecka nie postrzegałam. Pani zadała ostatnie pytanie, żeby syn narysował rodzinę - nie mówiła jaką. Synek wziął fioletową kredką i machną trzy postaci, każda uśmiechnięta, zadowolona i szczęśliwa, wszystkie trzymające się za rękę i każdej stały włosy dęba. Pani pyta się a kogo narysowałeś a synek odpowiada rodzinę dziwolągów. My z mężem wybuchliśmy śmiechem. Mądry ten nasz synek;-) i zabawny - cóż więcej trzeba.

poniedziałek, 2 marca 2015

Wiosna, wieje wiatr

Nic odkrywczego - ale cieszy;-) WIOSNA ...Wiosna rozgaszcza się na dobre. Oj, jak ładnie i jak dobrze. Wiatr niestety zimny wieje ( nie jak w piosence) i niestety  już nam przybywa lat - prawda w 100% jak w piosence. WIOSNA w koło!!!

Pod oknem;-)
 W parku, pod brzozą!
Pod oknem ;-)