czwartek, 29 października 2015

Pies sąsiadów

Nasi sąsiedzi mają wyjątkowego psa rasy Korgi. Królowa Elżbieta też ma  psy tej samej rasy. Sąsiedzi są bardzo dumni z niego i  faktycznie pies jest kochany i uwielbia  być zabawiany, co często też czyni z naszym psem. Ostatniej nocy mój mąż strasznie chrapał. Zamknęłam dwie pary drzwi ale nadal drzwi nie mogłam spać. Ale skoro ja nie spałam nie widziałam powodu aby mój mąż też nie spał. Stwierdziłam, że za chwilę przestanie i starałam się nie wybudzać za nadto. Nasz pies był czujny i przestraszony oraz nasłuchujący. Po chwili usłyszałam dziwne odgłosy. Domyślam się, że pies sąsiadów spacerował w klatce ( w której jest czasami zamykany)  co było słychać  szuraniem po ichniej podłodze a naszym suficie. Zapewne podobnie jak nasz pies nasłuchiwał odgłosów chrapania męża. Wygląda na to, że  mąż jest w stanie poruszyć  chrapaniem  nie tylko  mnie ale  również poruszyć klatki i  psy. Ja niczym strażnik starałam się uspokoić psa, żeby nie szczekał no bo mógłby obudzić męża ;-) a przy okazji  zachęcić do szczekania psa sąsiadów.

poniedziałek, 26 października 2015

Wybory i po wyborach

Wczoraj był dzień wyborów i wydawało się, że dzień był jakby lepszy, dużo ludzi spotkanych na ulicy serdecznych, zadowolonych. Oczekiwania na zmiany i chęć sprawdzenia czy  dorośliśmy do decyzji zmian i czy potrafimy ocenić rzeczywistość, czy wierzymy w te wszystkie wyborcze obietnice, czy jesteśmy w realnym świecie czy odrealnieni, czy chcemy żyć w normalnym, otwartym kraju? Wydawało się, że na te wszystkie pytania w wybory znajdziemy odpowiedź.
Mam świadomość, że nie będzie przeszłości, nie wrócimy do PRLu. W tedy różniły się nasze poglądy polityczne to jako społeczeństwo potrafiliśmy żyć obok siebie i  żyć, wspierać się  razem w trudnych chwilach. Mniej było zazdrości, porównywania i oceniani. I wcale nie było po równo - jak nam to ktoś przedstawiał ale byliśmy pogodzeni z życiem, czuliśmy się bezpieczniej.
I już po wyborach i znowu dla niektórych radość i dla niektórych rozczarowanie.
Chciałam aby coś drgnęło, aby doszło do zmiany ale okazuje się, że jako naród jesteśmy dość naiwni i czekamy aż nam coś spadnie z nieba. Tylko, żeby spadło trzeba wykonać sporo pracy, myśleć, czuć, emocjonować się a to wszystko trzeba robić w jednym czasie i do tego pracować. Tylko myślenie o mamonie nie daje szansy na sukces choć zapewne są tacy, którzy tak myślą, egoistycznie i egocentrycznie. 
Pomimo wyborów dziś mamy dobry dzień, choć wynik wyborczy nie jest po mojej myśli, trafiłam do tej grupy naiwnych, inaczej w polskim - "przegranych",   - spotykamy się z sąsiadką z Korei i idziemy do biblioteki. Pozna nowe miejsce a ja poćwiczę mój  angielski a Ona poćwiczy głowę;-). Kiedyś zapytała mnie czy ma mi płacić za spotkania a ja zdziwiona odpowiedziałam:  nie -  nadal jestem zdziwiona, jak sąsiadka ma płacić za  czas spędzony z inną sąsiadką, przyjemnie, na wspólnych rozmowach, to trochę dziwne.
Ciągle nie chcę dać się w ciągnąć w ten dziki kapitalizm,  ( chociaż czasami mu ulegam, czy ulegałam) przynajmniej biblioteki dają mi tą szansę.
 Na zajęcia z florystyki mam ćwiczyć  nazwy roślin po polsku i po łacinie. Może w bibliotece znajdę jakieś pomoce naukowe  dla florystów;-) Bo choć interenet ponoć ma wszystko to jednak nie wszystko ma ;-)

niedziela, 25 października 2015

Fotogaleria wakacyjna

 W kinie nie zawsze film jest interesujący ale za to lampy wyglądają zjawiskowo.

 wakacyjny Chopin - przy  pięknym wakacyjnym niebie. A Konkurs Chopinowski  chyba nadal trwa ? Oj straciłam kontakt z rzeczywsitością;-)
  Synek szykuje się do zimy.
Wspomnienie wakacji - niestety nie tegorocznych. Piękna chorwacja ;-)

 jw.


j.w.

 j.w.

Malownicze łąki  w Polsce gdzieś  koło Wrocławia. Bławatki  a poniżej krwawniki. Ostatnio wypatrzyłam czerwone i żółte lecz nie miałam aparatu. Następnym razem się nimi pochwalę.


 Wakacyjny bocian w oczekiwaniu na partnerkę. Zjawiła się i uwieczniłam to na innym zdjęciu. Niestety odleciała po kilku dniach.

czwartek, 22 października 2015

Punktualność

Lubię być punktualna. Punktualność oznacza dla mnie szacunek  dla innej osoby. Dziś w szkole mamy pasowanie na ucznia. Godzina spotkania ustalona po lekcjach żeby rodzice zdążyli. Jeden dzień w roku i oczywiście jest temat  do dyskusji, jak to zrobić żeby dzieci były przebrane na galowo w odpowiednim czasie. Dzieci mają dostać słodkości -  tradycją ;-) szkoły jest, że dzieci dostają róg obfitości a w nim słodkości coniemiara. Jeden rodzic chce żeby słodycze były zdrowe inny żeby ich nie było a inny martwi się  jak to zrobić żeby dotrzeć na czas do szkoły i ubrać dwójkę dzieci na galowo. Dziś dorwała mnie jedna pani babcia  i sprowadziła do parteru. Poprosiłam rodziców żeby byli 15 minut wcześniej  bo mamy furę rogów obfitości i dobrze byłoby aby rodzice je zabrali dla dzieci. Wczoraj pakowałam je razem z koleżanką - zawsze znajda się frajerki do roboty ;-) zwane wolontariuszkami bo inaczej pani  wychowawczyni musiałaby by  to zrobić. Ale skoro szkoła wymyśliła jak mówią rodzice to niech robi a my - rodzice jak damy kasę  to dobrze. Zatem wczoraj było wesoło - był ruch, pakowanie a dziś jedna z pań - babcia - wyżyła się na mnie. Jak sobie to wyobrażam, żeby zdążyć na pasowanie, może lekcji nie powinno być bo 1,5 godziny to okazuje się za mało, żeby pani babcia przebrała dwójkę dzieci. Kurcze! wkurzyłam się. Całe szczęście za chwilę zadzwoniła znajoma z tekstem - jeszcze się taki nie narodził żeby wszystkim dogodził. I tego będę się dziś trzymać - a babcia niech radzi sobie jak chce - i już a wystroje się w 30 minut, wystroję syna a nawet mogę pieska też - i już poradzimy sobie w tym smętnym dniu z pasowaniem i z wisielczym humorem też!!!
 Dziś jedno z moich ulubionych zdjęć. To nie fotomontaż lecz szybkie  fotografowanie jadąc autem;-)  dedykacja dla pana Tomasza Gudzowatego, którego jestem fanką.

środa, 21 października 2015

Sól morska do nosa ;-)

Przyszła piękna jesień ale też zmiana temperatur powoduje, że smarkamy i prychamy. Mój synek co jakiś czas używa soli morskiej przeznaczonej do nosa ale jak to on musi wprowadzić swoją innowację i wpsikuje ją sobie do gardła. I nie byłoby w tym nic dziwnego ale nie ma jeszcze jedynki - mleczny ząb wypadł i czekamy aż urośnie następny, a dziura czy jak woli mój mąż mniej dobitnie otwór po zębie służy do wpsikiwania spreyu soli. Zobacz mamo mówi syneczek - nie trzeba otwierać buzi - sprytny sposób na  popsikanie gardła przez tą dziurę.
Po takim porannym zakrapianiu nosa najbrzydszy dzień wydaje się wesoły.

 Ptaszki nie mają kataru. Przynajmniej te na obrazku. Wykonane przez rzeźbiarza Pana Norberta, który kiedyś był  pięściarzem a teraz wyczarowuje takie cudeńka.

poniedziałek, 19 października 2015

Publiczna szkoła

Temat szkoły to niekończąca się historia. A temat publicznej szkoły to nigdy nie kończąca się historia. A ponieważ mam nie narzekać zastanawiam się jak to zrobić żeby napisać o naszej szkole dobrze, bez ględzenia ale jednak wyrazić swoje niezadowolenie. Nasza szkoła jest mała, przyjemna, uczniowie osiągają dobre wyniki, kadra nauczycielska jest raczej dobra ( no poza niektórymi niechlubnymi wyjątkami).  Jednak dyrekcja doprowadza mnie do szału. Ale wiadomo, dyrekcja to dyrekcja zawsze ma ostatnie zdanie i trzeba się z nią liczyć. Nie można wprowadzić dystrybutorów na wodę  - powód, no bo nie. Rodzice muszą organizować kasę, dobrowolnie na świetlicę, dobrowolnie na szkołę, dobrowolnie na zakup książek, dobrowolnie na konkursy, dobrowolnie na festyn. Ostatnio nawet dyrekcja poprosiła aby szukać komputerów, bo szkoła na to nie ma pieniędzy. Kurcze - a ja dobrowolnie mówię, to oszustwo, że nasza szkoła jest darmowa. Co gorszę nie da się tego  słowa oszustwo zastąpić innym słowem jak tj. żart, ani farsa. Sprawa wydaje się być poważna i niestety  nie chodzi tu o reformę edukacji tylko nieudolność dyrekcji szkoły, której się nic nie chce i wysługuje się rodzicami i jeszcze z uśmiechem na ustach przyznaje, że rodzice kupią, zorganizują, zrobią a wszystko to w majestacie prawa na festynie - no bo przecież dzieci trzeba uczyć społecznych kontaktów, zaradności, ekonomii itp.  A dyrekcja siedzi, czasem chodzi - zarządza i dobrze wygląda ;-)

 Kwiatki przed szkołą. Co prawda nie naszą ale ładne - prawda?

Kropielnica do nosa

Mój syn dostał kataru. I wiadomo katar nieleczony trwa tydzień i leczony 7 dni. Jednak nie zważając na  tą starą prawdę gdy jest katar trzeba działać. Najlepiej inhalacjami. Stosujemy  zakrapianie nosa solą morską a właściwie syn sam się obsługuje. Gdy rano nie może jej znaleźć pyta : mamo a gdzie jest ta kropielnica do nosa? Nie od dziś wiadomo, że dzieci są logiczne i  potrafią zrobić nic z niczego  dlatego nazwa kropielnica do nosa jest jak najbardziej adekwatna do sytuacji zakrapiania nosa ;-)

piątek, 16 października 2015

P1 Bruk

Idziemy niepośpiesznie do szkoły. Rozmawiamy. Oglądamy się na boki. Nagle naszą uwagę przykuwa mruczący niczym jaguar ciężki, masywny samochód. Jeszcze większe zdziwienie pojawia po przeczytaniu  tablicy rejestracyjnej P1 BRUK. Zastanawiamy się, co może oznaczać ta nazwa Pan numer jeden  w kategorii bruk.  Uśmiechamy się. Pomysłowość właściciela tego auta miło nas zaskoczyła - nie przyszło nam wcześniej do głowy, że można być dumnym z produkcji bruku. Ale przecież o to chodzi, żeby być zadowolonym z tego co się robi.
 Polskie safari. Zdjęcie nie ma nic wspólnego z  brukiem ani z safari ale jestem z niego dumna. Wykonane gdzieś w drodze z wakacji. 

czwartek, 15 października 2015

Barwy jesieni

Gdy jest pochmurno warto patrzeć na kolorowy świat. Liście i różnorodność drzew zachwyca. Spacerując rozglądam się  cieszy mnie rzeźba liści na ścianie. Maleńki kwiatek który skulił liście. A mój piesek węszy, szuka i rzuca się wszystkich przechodzących. Co róż zawieram nowe znajomości. Zazwyczaj właściciele psów są przyjaźni i gotowi na pogawędkę nie koniecznie o pieskach. Spotykamy, prawie codziennie, Nitka, Plutona, Dżekusia i inne psiaki. Spacery okazują się bezcenne. Nasza Pieseczka to pretekst na wyjście.

 Deszcz jak mgła - można poczuć się jak w Anglii przed wejściem do tajemniczego ogrodu.


 Nawet chwast  wygląda ciekawie.

 Krzewy już po przycięciu - nadal wyglądają okazale.



Pluska i kapie a ja człapię

Oj siąpi, kapie, pluska i na dodatek wieje. Psa bym nie wygoniła ale sama muszę. Wyciągam kalosze i wkładam wkładki żeby nie zamarznąć. Przymierzam ooooo dziura. Wilka ale całe szczęście to tylko moja dziura. ja wiem, że jest ale kalosze są w cętki, paski, kropki i dziura ukrywa się w nich znakomicie. Ubieram kalosze spoglądam w lustro, otulam się kapturem i w drogę - do szkoły z synem. I kolejny raz zdziwienie. Jest paskudnie, pochmurno, siąpi, wieje ale idę i robi mi się jakoś lepiej. nawet przez dziurę w kaloszu nie wlewa się deszcz. całe szczęście zrobiła się w takim miejscy, że jeśli nie wpadnę po kostki do wody wyjdę sucha stopą. Synek śpiewa o Kamień z napisem love i  idzie nam się super szybko a deszcz już nam wcale nie przeszkadza. W drodze powrotnej przestaje synek już nie śpiewa - ot nie idzie ze mną, za to  rozchmurza się choć nadal pada. Ale już mi nic nie przeszkadza. Spotykam panią zmokniętą jak kura, wymieniamy się serdecznymi spojrzeniami, uśmiechamy się do siebie.  I dzień zaczyna się dobrze.  Na dodatek ukisiłam barszczyk. Teraz czekam aż nabierze siły ;-) Uwielbiam kiszonki wszelkiej  zawartości  -  dziś kapusta, jutro ogórki a pojutrze już chyba będzie barszczyk.  Zapewne  maż kupi  kawałek  boczusiu   i jak to w te pochmurne dni zrobi nam się lepiej.  
Czas na wspmnienia. Wczoraj był dzień nauczyciela. Pani nasza i pan od synka dostali słodkości i piękne kwiaty. Patrzę na nie -  wyhodowane przez mojego znajomego. Prawda że piękne?
Kilka zebrałam po drodze - ot, tak, tu skubnęłam, tam zerwałam i powstał bukiet dla teściowej.

  Kwiaty dla nauczycieli. Ucieszyły kilku z nich.

 Bukiet od niechcenia ale jaki ładny - sam ajestem zdziwiona, że z niczego powstało coś;-)

środa, 14 października 2015

Degustator czekoladek

Dziś dowiedziałam się o świetnym pomyśle na zarobienie trochę pieniędzy. Ucieszyłam się i od razu postanowiłam działać. Podobnie jak mój znajomy masażysta zwany "błyskawicą"  sprawdziłam w mig co to za oferta i okazało się, że może być nie tylko ciekawie, ale również smacznie. Oprócz tego ma być miło  bo gwarantują pracę w miłej atmosferze ;-)
Praca idealna? O yes - Chodzi o testowanie czekoladek. Jednak może się zdarzyć wielkie rozczarowanie i to przy małych czekoladkach.  Akcja marketingowa zakrojona na wielką skalę w poszukiwaniu degustatorów smaku o wspaniałych właściwościach: węchu, smaku i wręcz detektywistycznym spojrzeniu może okazać się nic nie znaczącą sprawą - kosztującą nie tyle kilka czekoladek co  kilka godzin straconego czasu.
A skoro mam te wszystkie, ww zalety - super węch, słuch i spostrzegawczość - poziom alpha a nawet theta,  postanowiłam się zgłosić. Co ciekawsze   łapię się na grupę wiekową, której pracodawca szuka od 24 do 54. Czuję tylko pewien dyskomfort, że zgłaszam się do pracy gdzie w jawny sposób łamie się prawa zagwarantowane  wieloma przepisami mówiące, że nie wolno dyskryminować pracownika ze względu m.in na wiek. Ale widocznie osoby 54+ i te do 24 nie mają tak wyrobionych zmysłów jak te pozostałe, poszukiwane w ogłoszeniu.  No cóż z pracą, degustatora trzeba się pożegnać. Chociaż będę szczuplejsza, nie najem się tych niezdrowych tłuszczów i innych tam takich zawartych w tych smacznych czekoladkach. A moje zmysły degustatorskie zostawię sobie przy sporządzaniu koktajlu z awokado i borówek, z niewielką zawartością miodu i cytryny - mniam - polecam!!!
 Kawusia bez czekoladek - mniej słodko ale zdrowiej;-)

poniedziałek, 12 października 2015

Małe przyjemności

Dzień  pochmurny i strasznie zimny ale co tam gdy ma się na głowie  grubą własnoręcznie zrobioną czapkę  to pogoda nie jest taka zła. Dziś pomimo tej smętnej aury udało mi się wyjść na całkiem długi spacer i nie zmęczyć się. Miałam towarzystwo sąsiadki Koreanki. Ona uczy się angielskiego a ja udaję nauczycielkę choć oczywiście gdyby mój nauczyciel usłyszał  mój angielski nie byłby ze mnie dumny. Potem  usmażyłam placki cukiniowe i dowiedziałam się że są delicios  i  zostały uwiecznione na zdjęciu sąsiadki i możliwe, że przejdą do  historii  polako-koreańskich stosunków społecznych. Następnym razem zamierzam zrobić z Nią  kluski śląskie. Jak  widać małe przyjemności codzienności  stają się też smacznymi przyjemnościami.

W sobotę w drodze do szkoły świeciło wspaniałe słońce a czarny kocur usiadł na chodniku - nie mogłam tego nie  pominąć.

 Dziś w ten pochmurny dzień pooglądałam zdjęcia z podróży w góry i trochę zatęskniłam za słońcem.

Tak pięknie było tydzień temu.

piątek, 9 października 2015

Szkoła 7 latka

Pojechałam z siedmiolatkami na wycieczkę. Podróż trwała około godziny a zwiedzanie 2 godziny. Potem już tylko została podróż powrotna, która niestety trwała ponad półtorej godziny. Myślałam, że wycieczka będzie wspaniała i zarezerwowałam kolejne terminy. Okazało się, że dzieci miały tak dużo energii, że kilkakrotnie przez megafony  były upominane i straszone że zostaną  wyprowadzone z sali. Pan kierowca podsumowała drogę na Pracze Odrzańskie, że jeszcze z takimi dziećmi nie jechał. W czasie powrotu nie odezwał się, myślę, że zrozumiał, że dzieci tak mają - brzęczą i gadają nawet jak nie mają nic do powiedzenia. Sama jako optymistka i mama siedmiolatka  miałam nadzieję na szybki powrót i  marzyłam aby dzieci zasnęły podczas podróży powrotnej. Niestety dzieci, chyba mnie polubiły co skutkowało że chciały ze mną rozmawiać i ciągle słyszałam - proszę pani... . Gdy jednak zwróciłam uwagę co do zachowania  chłopców, którzy wiecznie mówili o bąkach, kupach, i innych śmierdzących tabu dorosłego człowieka usłyszałam - pani nami nie rządzi ;-) co rozbawiło mnie  do łez. Wcale się nie zdziwiłam gdy wychowawca na koniec wycieczki  zaproponował  aby na następny raz wziąć  na podróż bajki i płyty - może łatwiej przeżyjemy  bo o konwersacji z siedmiolatkami raczej nie możemy myśleć nawet przy największej dawce optymizmu.
Zazwyczaj podczas podróży ciekawi mnie wszystko  dzieci tylko w jednym miejscy wykrzyknęły z zachwytem oooo Biedronka - w wcale nie chodziło o owada tylko o sklep ;-) Zabawne choć  życiowe - prawda?
W podróży zazwyczaj wybieramy przejazd estakadom - syn lubi jeździć górą. Smiem jednak podejrzewać, że wśród klasowych koleżanek i kolegów niektórzy tylko znali to słowo. Dziś podczas czytania bajki zapytała się pani czym zajmuje się szewc  a dzieci z dumą wykrzyknęły szyje.  

czwartek, 8 października 2015

Deszcz

Dziś był pogodny dzień. Przyzwyczailiśmy się, że jest  słoneczna jesień a tu nagle pada. Oooo pada - jaka radość.
 Po miesiącu a może po jeszcze dłuższym czasie spadł deszcz. Czekaliśmy na niego długo a teraz jakbyśmy byli niezadowolenia no bo trzeba wyjść z pieskiem na spacer, któremu nie przeszkadza deszcz. Pobiegał, powąchał, pozaczepiał inne psy jakby nigdy nic, otrzepał  futerko i szczęśliwy wrócił do domu -   a ja  razem z nim.


poniedziałek, 5 października 2015

Szkocja ma wrzosowiska a my jagodziska

"Wyprawa w góry nikogo nie znuży, poznajesz nowe miejsca i nowych ludzi".
Uwielbiam wyprawy. Ta niedziela była wspaniała. Powędrowaliśmy inną, nieznaną drogą w góry na Śnieżnik. Poprzednio we mgle zatrzymaliśmy się w schronisku i nie dotarliśmy na szczyt. Tym razem dotarliśmy na samą górę. Towarzystwo poszło wcześniej  a my nieświadomi, że są przed nami  szliśmy niemalże żółwim tempem. Kiedy oni schodzili my nadal wchodziliśmy. Pogoda była rewelacyjna i widoki niebywałe. Krzaki zielonych jagód stały się bordowo, żółto, brązowe - co wyglądało rewelacyjnie przy kamieniach pokrytych  mchem mieniącym się  na seledynowo.
Zrobiliśmy ok. 14 km i nawet nie wiem kiedy. Choć przyznaję, dziś czuję się jakbym ktoś przejechał po mnie  walcem.  Przed oczami nadal mam widoki błękitnego nieba, różnych kolorów liści a gdy już wracaliśmy  mgłami, które chciały spowić nie tylko góry ale też chmury. Wróciliśmy  późnym wieczorem z satysfakcją dobrze spędzonego, pięknego dnia.










sobota, 3 października 2015

Polska złota jesień

Tak już jest polska złota  jesień. Liście mienią się różnymi kolorami  a słońce świeci i otula nas ciepłym blaskiem. Warto posiedzieć na ławce i  powygrzewać się i jest fantastycznie.  Ludzie łagodni, pogodni, uśmiechnięci, endorfiny  buzują. Dzięki naszemu psiakowi  poznajemy osiedlowe  czworonogi.
 i ich właścicieli.  Poznaliśmy Lolka, Czesia, Fredzia i co dziwne  wcale nie trzeba rozmawiać tylko o pieskach, właściciele psów chętnie rozmawiają o wszystkim i o niczym umilając sobie  czas na spacerze. Wielka ulga bo jest inaczej jak to bywa z właścicielami dzieci - czyli rodziców, którzy bardzo często żyją  życiem  dzieci. jakby zapomnieli, że sami  też są  kimś.  A nasza Sosenka jest tak za czepialską, że trudno nie nawiązywać kolejnych  znajomości.  Przy okazji lubi też  biegać, zatem jest szansa, że  jesienne i nawet zimowe wieczory będą aktywniejsze. I już się na to cieszę.
 Gdzieś w drodze  - okolice Traugutta we Wrocławiu.

piątek, 2 października 2015

Blanche i Marie w Teatrze Polskim

Właściwie  to o czym chciałam napisać nie pasuje do tytułu mojego bloga. Byłam na sztuce  "Blanche i Marie". A dlaczego nie pasuje do mojego bloga? Gdy ogląda się  spektakl poruszający, niecodzienny, niekomercyjny i raczej nie oczekiwany w dzisiejszym świecie to trudno nazwać go "przyjemnością codzienności" choć niewątpliwie wyjście do teatru jest przyjemnością. Na dodatek byłam w nim sama. Jakoś tak się złożyło, mąż został z dzieckiem i nie miał ochoty na głębokie poruszenie  a znajomi mieli inne przyziemne sprawy. A ja nie chcąc  wyjść na  głupca i będąc skąpcem ( no bo kasa już wydana na bilety)  wybrałam się.
 I teraz wygląda, że mogę się przechwalać, że zrobiłam coś dla siebie, dla mojej wrażliwości.
 I cieszyć się, że  mogę żyć w tych czasach, będąc kobietą  wrażliwą, emocjonalną, nie jestem leczona psychiatrycznie. Gdybym żyła w czasach Marie Curie Skłodowskiej zapewne mogłabym uznana być za dziwoląga, histeryczkę -no chyba że byłabym arystokratką i cierpiałabym na tzw. globus i ciągłe migreny - to miałabym szansę na zrozumienie a może nawet na podziw. Wiadomo jak ktoś płacze to od razu jest histerykiem choć kobiecie to ewentualnie jeszcze  jakoś  ujdzie no ale facet to już przechlapane. A tak to jestem "motylem, który uciekł od Pana Boga" jak mówiono w sztuce  i mogę  marzyć, płakać, weselić się i smucić - przynajmniej we własnych czterech ścianach. 
Przychodzi mi podsumowanie dzisiejszych teatralnych uniesień: Czasy  się zmieniły, tylko ludzie nadal tacy sami ;-). Sztukę oczywiście polecam dla tych którzy lubią  teatr poruszający.  Teraz jeszcze bardziej doceniam, że jestem taka a nie inna -kobieca  kobieta, choć nie perfekcyjna, idealna ale  żywa. Smutek, radość, zmiana nastrojów, pewność, wredność, łaskawość, wyrozumiałość i wiele wiele wiele innych cech z którymi w tych czasach  facetowi  zdecydowanie gorzej.
 Czasami trzeba wybrać  popatrzeć z innej perspektywy, że po raz kolejny docenić to co się ma;-)
Wakacyjna wieża z okolic Kochankowa. 

Wizyta na Poczcie

Wiadomo, nie od dziś, że Poczta Polska zmienia swoje oblicze. Na Poczcie oprócz kupienia znaczka kopert, wysłania paczki, przesłania pieniędzy  można zaopatrzyć się w  książki, kalendarze, mydła, pościel, teczki. Nasza Poczta tzn. ta najbliżej nas jest wyjątkowa. Bo oprócz tych wszystkich cudów Panie są wyjątkowo miłe i sympatyczne. Z przekonaniem polecają nowe produkty i usługi. Dziś 2 dzień października  a pani już poleca szeroką gamę zniczy. Wystawione w gablotce gdzie niedawno były kredki i zeszyty, odblaski i  plastelina, pisaki i farbki i zapewne jeszcze coś  bo półek w gablocie jest sporo. Ostatnio nawet założyłam konto w Banku Pocztowym i było nawet całkiem miło - byłam jedna na poczcie i spędziłam tam ok. 40 min - pani czytała, drukował, oponowała, wyjaśniała, sprawdzała i takie tam no bo w banku porządek wiadomo musi być a pani nie robi tego często. Oczywiście byłam cierpliwa ponieważ ilość produktów  zajęła moją uwagę co gorsze nawet kupiłam książki dla dzieci. Dziś pani zaproponowała mi nie tylko znicze ale również szeroką gamę ubezpieczeń. A ja na szczęście jestem już ubezpieczona - no bo dzisiaj speszyłam się do dentysty. A u dentysty całe szczęście nikt mi nie zaproponował  ubezpieczenia zębów, zabezpieczenia przed zgubieniem przyszłej szczęki. Ale niestety wydałam tyle kasy jakbym ubezpieczyła rezydencję z milionerem. Ale za to uśmiech mam już niemal  gwiazdy z Hollywood.
 Do tematu nie mam ani zdjęcia poczty ani uzębienia dlatego  pokazuję inspirację  na jesienny wystrój ogrodu. Zdjęcie zrobiłam w Kamiennej Górze. Można tanio i ładnie zrobić zakątek do odpoczynku.

czwartek, 1 października 2015

Namiot z Decathlonu

Mój mąż uwielbia nowości turystyczne, IT  itp.  czyli tzw.  męskie gadżety. A wiadomo jak się jedzie na wakacje "trzeba" no może  to za dużo powiedziane, dobrze jest mieć, coś  wygodnego na plażę, na biwak, wypoczynek. Stopniowo kompletujemy wyprawkę wakacyjną. Jakiś czas temu kupiliśmy  super koc wygodny z nieprzemakającym podszyciem. Kupiliśmy też namiocik - też jakiś czas temu - składany ale nie taki okrągły reklamowany, że rozkłada się w 5 sekund, lecz taki co to trzeba złożyć rureczkę z trzech rureczek wsadzić do namiotu i  czynność powtórzyć kilka razy bo rureczek do złożenia jest  sporo.
Niestety namiot opisany  porozrywał się po 4 latach i mąż z satysfakcją sprawił nowy  samoczynnie rozkładany niczym za dotknięciem  czarodziejskiej różdżki.  Namiot owszem rozkłada się szybko ale to chyba jedyna zaleta. Co do złożenia  to już inna inszość. Mąż studiował, składał, czytał instrukcję i działał, działał. No i się udało. Potem okazało się, że nie tylko On miał z tym problem również inni wczasowicze. Zatem  takich  co się męczyli  rozkładali i  nie mogli złożyć na polskiej plaży było więcej.  Namiot oprócz tego szeleścił  co niemiara.  Szczęśliwcami byli Ci co mieli starodawne parawany bo wiadomo na plaży w Polsce prawie zawsze wieje  a  słońca raczej jest jak na lekarstwo zatem kto miał  parawan i   ewentualnie parasol nadźwigał się ale za to mógł się "delektować" szumem fal  ( oczywiście przed sezonem) bo w sezonie to już inna sprawa raczej wtedy nie ma  niczego do  zachwycania się.
Nasz super nowoczesny namiot  przy lekkim powiewie wiatru  trzepotał jakby chciał odfrunąć i nawet jednego dnia poniosło go  a syn - wykazał się refleksem i dzielnością bo rzucił się w pogoń za namiotem. Maż dał sobie z nim spokój, ja ratowałam syna  biegnąć za Nim  i już chciałam odpuścić  łapanie namiotu jednak syn był szybszy i złapał go. A kiedy go odzyskał stwierdził, że bardzo lubi ten namiocik a mnie było nieco smutno, że ten super gadżet zasłania nam kawałek nieba i zagłusza błogi spokój.
 Plaża i błogi spokój -  spędziliśmy czas bez namiotu, parawanu i zbędnych gadżetów.