piątek, 20 listopada 2015

Nowa pani

Nasza nowa pani w klasie syna wprowadza nowe zasady. Programem wychowawczym jest hasło dyscyplina. Chłopcy nie mogą pokazywać gestów na palcach. Zatem nie mogę pokazywać gestu OK 9 kciuk w górze, jest super), nie mogą pokazywać gestu wskazywania palcem ani gestu fuck - środkowym palcem. Zapewne pani chodziło to aby nie snuć domysłów jak dziecko pokaże palec co to był za gest. ubawiło nas to szczególnie ponieważ ja bardzo często gdy mam kontakt wzrokowy pokazuję gest OK - kciukiem. Zatem wymyśliliśmy, żeby synek pokazał pani gest Kozakiewicza lub zaciśniętą pieść. Uda się nie pokazać palców a że dzieci są inteligentne to i tak jakoś panią przechytrzą.
Pani kazała robić zadanie i powiedziała do najinteligentniejszego chłopca, że ma nie broić tylko robić zadanie już i koniec bo inaczej będzie musiał zrobić to zadanie w domu. A chłopiec odrzekł - oj dobrze, dobrze zrobię cała książkę w domu i roześmiał się szelmowsko.
Ach kochane te dzieciaki.
 Jesień zmienia się w wiosnę. Na trawniku zakwitły przed szkoła fiolki i stokrotki. A ten bukiet zrobiłam chodząc na specery i zrywając tu i tam kwiatki - lecz było to ok. miesiąc temu.

wtorek, 17 listopada 2015

Generator chaosu

Koleżanka powiedziała mi, że generuje chaos. Sama na to nie wpadła lecz to określenie i spostrzeżenie było od jej mąż. Ona zajmuje się dzieckiem prowadzi nauczanie domowe a on chodzi do pracy i zauważa, że ona generuje chaos ;-). Strasznie mnie to rozbawiło bo zdałam sobie sprawę, że ludzie lubią być poukładani i chaos bardzo im przeszkadza. Jeśli w śród ludzi jest ten niby oryginalny, inny, to ludziom to przeszkadza. Większość z nas jest konformistami, większość  chce świętego spokoju ale też większość chcę aby "jego ja" był na wierzchu. Ostatnie dni pokazały mi, że często trzeba rezygnować z siebie i te  gadki o asertywności to w większości wydumane raczej mało realne zachowanie w świcie szczególnie zawodowy.  W dzisiejszym zwariowanym świecie wolimy komedie niż dramaty. Wolimy iluzję niż prawdę. Dlatego w najbliższy czas będzie występ iluzjonisty - gdzie będzie można się odstresować - 21 listopada Sala Kongresowa przy Hali Stulecia. Zapraszam i nie biorę pieniędzy za reklamę ;-)

niedziela, 15 listopada 2015

Zimno, dmucha, zawierucha

Zimno i mocno dmucha - siedzimy w domu i  leniuchujemy. Całkiem fajnie że wieje bo mamy wymówkę na spędzenie czasu na czytaniu gazet, przeglądaniu internetu. Pies wyczuł nastrój i nie chce wychodzić. Placki ziemniaczane na obiad  bez liczenia kalorii smakują wyśmienicie i nie liczymy ile ich jemy. Smak ich przypomina dzieciństwo, błogie dzieciństwo gdzie problemy  były prozaiczne choć wtedy urastały do rangi życiowych. Mama nie nadążała ze smażeniem tak szybko znikały ze stołu. Dziś mąż nie nadąża z ich podawaniem a my merdają nogami pod stołem domagamy się więcej, szybciej, mniam. Ot taki leniwy dzień. Oglądanki i czytanki - trochę szkoda, że jutro już nowy tydzień ;-)
 Frasobliwy Jezus w przydrożnej kapliczce - zdjęcie jeszcze z wakacji. Choć się zbytnio dziś  nie frasujemy  to jednak klimaty zadumy udzielają nam się podczas lektury weekendowej Gazety Wyborczej.

sobota, 14 listopada 2015

Czas zmian

Dziś bardzo smutny dzień. To co się wydarzyło w Paryżu jest szokujące a jeszcze bardziej to jak się wszystko przedstawia. Pytania dziennikarzy o samopoczucie ludzi, epatowanie nieszczęściem pozwala czasami zwątpić w człowieczeństwo. Ale Wałęsa mawiał "ludzie są ludzcy" i to najkrótszy sposób na podsumowanie gdy na nieszczęście innych  ludzi ludzie reagują znieczulicą.
Dziś wieje straszny wiatr. Gdyby nie fakt, że nie jesteśmy w Tatrach zapewne możnaby go porównać do  halnego. Mam jednak nadzieję, że jest  to wiatr zmian. W zeszłym tygodniu pojechałam w sprawie pracy i wygląda na to, że tylko kilka papierków i kilka miesięcy pracy i wrócę do formy. Byliśmy w Starym Sączu - pierwszy raz w Beskidzie. Podróż znieśliśmy dobrze i w nagrodę trafiliśmy na piękną pogodę. Pospacerowaliśmy, porobiliśmy kilka fotek. W tak słoneczny dzień niebo było niebiańskie ;-). Powrót w gorszych warunkach jednak dotarliśmy z nowymi nadziejami. Radość trwała  kilka dni - trochę za krótko. Po dwóch dniach dowiedziałam, się że nasza fantastyczna pani - wychowawczyni naszego syna odchodzi. Odchodzi z powodów osobistych - choć one osobiste nie są. Po dwóch miesiącach pracy czyli nawet nie po okresie próbnym, po powrocie z chorobowego dostała propozycję niedoodrzucenia - zostawia klasę bo się nie nadaje.  Choć jest terapeutką okazuje się że kilku rodzicom oraz nauczycielowi nadzorującemu nie podoba się, że stosuje własne metody, że ma kontakt z rodzicami, że dzieci ją kochają. Przyszła nowa pani, która miała sukcesy a która wylądowała w świetlicy i teraz zajmie się naszymi dziećmi bo nasza pani sobie nie radzi a pani z sukcesami ze świetlicy świetnie sobie poradzi. Absurd i degrengolada w całej rozciągłości. Jako trójka klasowa poszliśmy do dyrekcji i okazało się, że dwie panie zjawiły się niezapowiedziane z naszej klasy bo też chciały wiedzieć.   No i byłoby dobrze gdyby nie fakt, że te panie były zadowolone że pani odchodzi bo ich dzieci miesiąc temu były niezauważone i był hałas a teraz już będzie cacy. Jak się okazuje nie ma mowy o współpracy, szacunku i budowaniu wspólnot zarówno w śród rodziców jak i z dyrekcją oraz nauczycielami. Nowa pani wsadzi dzieci w ramy, jest słodka, miła i zarządziła robienie sałatki owocowej. Pokazuje kartkę cisza i dzieci mają się szturchać, żeby nie dostać minusa bo trzeba być cicho. Strasznie przykrymi mi, że młoda, zdolna osoba musi odejść i nie ma do niej zastrzeżen oprócz tego, że jest za dobra ale  w klasie panuje hałas zatem cisza w klasie jest najważniejsza. Przypomina mi to moją sytuację sprzed kilku lat ale nie chcę do niej wracać - bo ciągle powoduje ból brzucha a przecież wydaje mi się że już sobie poradziłam z mobbingiem  zastosowanym na mnie choć próbowano mi wmówić, że to ja jestem ta be i na niczym się nie znam. Odchorowałam już swoje i teraz czas na zmiany - na powrót do pracy i stawianie kolejnych kroków  i  budowanie zaufania do ludzi.

W tym tygodniu był Dzień Niepodległości - wywiesiłam za oknem flagę i wiatr przewiał ją, że napis POLSKA jest czytany AKSLOP i takie mam odczucie, że ciągle w naszej kochanej Polsce wszystko jakoś od tylu. Ciągle jednak wierzę, że nowe będzie lepsze i że warto stawiać nowe kroczki  i poznawać nowych ludzi - nie koniecznie Polaków, tego samego wyznania, koloru skóry, narodowości. Wierzę w ludzi choć nie we wszystkich i nie we wszystko co mówią ;-)

A dziś - I choć wieje i hula spacerujemy i gwiżdżemy spotykamy dziewczynę, która widząc pieskę i mnie  zadowolonych i uśmiechniętych i gdy wiatr nas mało nie porwie,  mówi  "radości nie da się powstrzymać" i myślę sobie na najbliższy czas tego się będę trzymać.


 





Widok na Małopolskę - i nie taka mała Polska. Ludzie zadowoleni, społecznie dobrze rozwinięci, serdeczni i życzliwi choć w większości zagłosowali za zmianą;-) Wierzę, że ten wiatr z Małopolski przywieje do nas.


 


 
Polskie baranki - następnym razem spróbujemy jagnięciny - oj nie będziemy wega.

 
Bukowe wzgórza. jeszcze do niedawna były czerwone teraz zrobiły się burgundowe.

 
Widok z zamku  koło Rytra. Polska - to brzmi dumnie choć czasami można w to wątpić.
 
A  to drodze do  Małopolski - zjawiskowe niebo.

 Gdzieś w drodze do Nowego i Starego Targu.








 

czwartek, 5 listopada 2015

Po wszystkich Świętych

W Polsce obchodzi się Wszystkich Świętych i Zaduszki. To drugie święto  jest mniej popularne i zazwyczaj gdy mówimy WŚ to wiadomo, że chodzi o te dwa święta - wspomnienia naszych najbliższych, którzy zmarli. To piękny czas, nieco melancholijny, gdy idziemy na groby, palimy świece. Czasy jednak się zmieniają, ruch na drogach spory i nie wszyscy gnają  1 listopada na cmentarze. Ja również staram się w tym dniu być myślami przy tych którzy odeszli i zapalić świecę w miejscu najbliższym. Pamiętam jak w zeszłym roku stanęliśmy z mężem i synem na grobie gdzie nie paliła się żadna świeca - później okazało się, że to tam nikogo nie  pochowano. To też nowy zwyczaj w Polsce rezerwowanie sobie miejsca a nawet budowanie wcześniej nagrobków. Trudno to zrozumieć gdy jest się młodym a zapewne gdy jest się starszym to jest ważne. W czasie wakacji byliśmy w Klukach na Pomorzu zwiedzaliśmy stare chaty - skansen domów wykonanych z drewna i torfu. Wracając zobaczyłam stary cmentarz - z wieloma krzyżami stalowymi, jakich się już nie spotyka. Poszłam pomodlić się i pooglądać. Dziwne uczucie oglądać cmentarz - powie ktoś stojący z boku - mój mąż i syn nie wyszli z auta.  A przecież cmentarz  to nieodłączna część naszego życia. I choć to frazes jedno co wiemy  wszyscy kiedyś umrzemy. W naszej szkole pojawila się kartka "Prawdziwy Chrześcijanin nie obchodzi Hallowin" - uśmiechnęłam się pod nosem - oczywiście razem z synem zaprosiliśmy kolegów zrobiliśmy papierowe duchy, pomalowaliśmy sobie twarze. Wszystko to działo się z 31.10 na 1.11 a 1 poszliśmy na cmentarz. 31 października gdy jechałam na rowerze zobaczyłam grupę młodzieży, która była  wymalowana na zombiaki i szli z księdzem. Wszyscy byli zadowoleni i uśmiechnięci.  I chyba i im i nam nie ubyło  "chrześcijańsko".
 Jeden z stalowych krzyży w  drodze na wakacje.

 Uśmiech nieba.

 Piesek w chmurach.