piątek, 27 lutego 2015

Obrazkowy świat

  
 
Trudno się zdecydować! W drodze na cmentarz ;-) Przed Leśnicą w drodze do Środy Śląskiej był napis TANIE NOCLEGI były rozłożone namioty a obok nagrobki. Teraz po remoncie drogi namioty znikły ale napis przy nagrobkach pozostał.



czwartek, 26 lutego 2015

Biblia w śmietniku

Wczoraj wybrałam się na spotkanie ALPHA - spotkanie dla szukających wiary - organizowane przy kościele parafialnym. Poszłam dla towarzystwa i z ciekawości. Zaprosiłam mnie koleżanka. Nie mogę mówić (kaszel, kaszel) zatem miałam plakietkę zrobioną własnoręcznie - NIE MÓWIĘ. Kilka spojrzeń popatrzyło na plakietkę i zamarło;-) A ja do tej koleżanki kilka słów i kaszel. No i co było zrobić - ściągnęłam tą plakietkę.
Spotkanie przypomniało mi czas, kiedy pracowałam w hotelu u Chindusów w Londynie. Był to spory hotel, nieco zaniedbany ale miał  kilka pięter i chyba jakieś 80 pokoi. Zazwyczaj miałam do posprzątania ok 13-15. Na stoliku w pokojach, które sprzątałam,  leżała księga pięknie oprawiona, ze złotymi literami na okładce. Byłam trochę zdziwiona, że w każdym pokoju jest ta księga ale myślałam, że to goście hotelowi przez przypadek zostawili ją. Zdarzyło mi się wyrzucić ją do śmieci i zanieść do tzw. kantorka, gdzie przechowywane były niepotrzebne i zostawione  rzeczy przez gości hotelu.
Po jakimś czasie nasza housekeeper zorientowała się przy inspekcji pokoi, że na nocnych stolikach księgi zniknęły.  Nota bene była to muzeumanka chodząca w burce. Wytłumaczyła mi, że to Holy Bible  i że goście nieraz lubą sobie ją poczytać przed snem. I żebym zapasowe wersje przynisła z magazynku. Zaskakujące - prawda. A ja wtedy katoliczka pełną gębą, mająca za sobą piesze pielgrzymi, odwiedziny w kościele na Ealing Broadway i słuchająca gorliwie mszy po angielsku bez większego zrozumienia  unicestwiałam tą święta księgę jak jakiś antychryst. Swoją drogą mogłam zabrać jedną z nich do Polski ( co zapewne nie byłoby grzechem, bo w dobrej wierze)
i mogłabym uczyć się teraz angielskiego też przed snem. Odnośnie spotkania - ciekawe ale nie powalające. Wszystkie chwyty marketingowe  wykorzystano - niemalże wszyscy  byli zachwyceni i uśmiechy mieli przyklejone do twarzy. Oczywiście proboszcz chciał wieść prym - i jak powiedział przywitał nas bez planowanego przemówienia, które trwało ok. 10 min. Nie zrażam się i  spróbuję dotrzeć na kolejne spotkanie. Aaaa, spacerując z dworca w Wałbrzychu Miasto na Biały Kamień natknęłam się przy cmentarzu na punkt sprzedaży nagrobków - a w nim niespodzianka - Krowa, chyba producent nagrobków jest jak Teve Mleczarz, a może sprzedaż tych nagrobków to jak kraina mlekiem płynąca. Ale widać działa prawda - już są w necie;-)

środa, 25 lutego 2015

Greenwitch letnią porą

Słońce coraz bardziej przygrzewa. Wdziera się do mieszkania i demaskuje kurz. Oj, nie mam siły na sprzątanie. Kaszlę, kaszlę i nie przestaję kaszleć i znowu kaszlę. A może ten kaszel od tych kotów na podłodze? A może od chomika co w klatce siedzi i tylko patrzeć jak zacznie prychać ze mną.
A co tam, za chwilę posprzątam i pozbędę się tych kudłatych stworów walających się po kątach.
Wyciągam album i wspominam podróże - tym razem  trafiło na London City. Był to czas kiedy ważyłam jakieś 20 kg ( no może 25) mniej a i tak miałam do siebie pretensje, że w czarnym obcisłym body mam za duży biust, zbyt obfite biodra, dżinsy za obcisłe i jeszcze kilka uwag też by się znalazło.  A teraz po latach, wrócil rozum. Patrzę na zdjęcia z Londynu, ależ ja na nich wyglądam -  jak gwiazda filmowa. Młoda piękna, zgrabna - to były czasy - studenckie -lata 90. Mam takie zdjęcie na Greenwitch przy obserwatorium - stoję zadowolona i szczęśliwa ale pamiętam jak kołatała mi się ta jedna myśl - Where are we są. Południk 0 - wielkie łąki a za nimi panorama miasta. Zawsze tak jakoś miałam niby ten angielski był w mojej głowie ale zawsze też wdzierały się polskie słowa. Polska mentalność. Ot  zawsze Polka z wątpliwościami. Nie to co teraz pokolenie 20-30 letnich Polaków obywateli świata.
Powiedziałam o tym mojej psiapsiółce, z którą zwiedzałyśmy zagramnicę  i strasznie się uśmiała. Zawsze gdy pobłądzę już wraca do mnie to "Where are we są". Stąd może to moje ORiNO. Prawie zawsze jest jakieś OR  i NO a czasem OR & NO. Skomplikowane - nie - a skąd, samo życie.
A kiedyś  zdarzył nam się pobyt na plaży i tam też można było zawołać Where are we są?

wtorek, 24 lutego 2015

Para buch ...

Idę z synkiem na spacer. Dostaję wiadomość od koleżanki, że ona nie wyjdzie na spacer bo w tym czasie uczy synka o parzystych i nieparzystych. SMS natchnął mnie i pytam mojego syneczka. Czy wie co to parzyste. On zastanawia się i niepewnie po cichu mówi: jednej, przerywa o nie 2,4,6,8, mówi pewniej i głośniej. Mówię - OOOO dobrze. Chcą go jeszcze bardziej doedukować i  pytam a czy wie co to para. A on na to  zadowolony:  dym z komina. A ja zezłoszczona ( a miałam w głowie pewną nieprzyjemną sytuację) mówię zaciskając zęby - chyba szlag mnie trafi. On patrzy zaskoczony a do mnie dociera, że miał rację, przecież para też może być z komina. Wybucham śmiechem
i chwalę synka, że taki mądry ( ma to chyba po tatusiu).
A potem jak zwykle truję, że para może być z komina i że może być para licz, para ludzi itd...
Para buch koła w ruch i tak się kręci nasza codzienność - przyjemnie prawda?


PRL w czystym wydaniu

Chcemy zrobić remont. Odsunęliśmy meble a właściwie pozbyliśmy się ich. A na ścianie dziwne, szare plamiska. Niepokojąco wyglądające. Trochę na grzyba albo inne świństwo.
Mąż każe wezwać pana administratora ze spółdzielni. Wzywam.
Przychodzi administrator patrzy i mówi, co tu stało - szafka odpowiadam  zgodnie z prawdą.
O nie, nie mogła stać tu szafka  tzn. nie może stać tu szafka a przynajmniej musi być odsunięta od ściany jakieś 8 cm.
Jestem zdziwiona ale nie chcę doprowadzać do konfrontacji (konfrontację miałam wcześniej w rodzinnym gronie i miałam jej w nadmiarze).
Ponadto  pan proponuje, żeby nie zawracać sobie głowy żebyśmy kupili specjalną farbę na plamy pomalowali i czekali co dalej.
Jak plamiska znowu wyjdą  to coś zrobią, - mówi pan administrator.
Jak nie wyjdą, to nie wyjdą i nic nie trzeba będzie robić.
 Dziękuję panu za wizytę i uprzedzam, że przekażę mężowi jego zalecenia.
Mąż wysłuchał i mówi - wiesz to jak z filmu Barei - czysty PRL.
Ściana przemarza, ewidentnie jest niedocieplona.
Wiem kochanie - mówię ale miałam ciężki dzień i nie chciałam z panem dyskutować.
Zatem teraz Twoja kolej. Maż wyciągnął małe czerwone cudeńko, na tasiemeczce, piękny męski gadżecik.  Mierzy ono temperaturę. Pomierzył temperaturę na ścianie co dziesięć centymetrów. Zrobił wykres - majstersztyk. Wysłał maila do spółdzielni - do prezesa!
Przychodzi pan administrator. Czuję, że to on dobija się do drzwi. Po cichaczu, zaglądam przez okno. Tak faktycznie to on. Chyba mnie nie dostrzegł. Przeczekuję w łazience aż przestanie dzwonić licząc że sobie poszedł. Poszedł - uff.
Mąż dostaje maila, z wyznaczoną konkretną godziną na wizytę administratora i inspektora budowy.
Przychodzą - dyskutują, przekonują. A mąż nie daje za wygraną odsyła ich na zewnątrz, do piwnicy - do garażu. Po kilku dniach dostajemy odpowiedź. Jak tylko przyjdą  odpowiednie warunki pogodowe docieplą ścianę. VICTORIA - mała Victora. ;-)

poniedziałek, 23 lutego 2015

Leśna koza

Mieszkaliśmy w Leśnej - małej miejscowości blisko granicy polsko niemieckiej. Mama opowiadała jak z pracy kolega zadzwonił do kogoś chyba z Krakowa czy do  Kobierzyna i przedstawił się mówi Koza poproszę z Wilkiem. Wilk podchodzi do telefonu i mówi Wilk słucham. A na to Koza - tu Koza. Wilk pomyślał, że to kawał i się zdenerwował i głośno, prawie krzycząc mówi - jaka Koza, a Koza na to Leśna Koza.  Dobrze, że tata nie włączył się do rozmowy zapytany przez Wilka z kim rozmawia odpowiedziałby Gajowy ( tak miał na nazwisko)  no i co by było - mogłoby dojść do telefonicznej wojny;-) I tak to z tymi rozmowami bywa - dogadać się czasem trudno;-)

Jasność

Gdy rodziłam naszego synka w czasie porodu długiego i męczącego nagle zobaczyłam wielkie światła i poczułam wielkie ciepło. Rażące, bardzo jasne światło - jakby na mnie świeciły lampy z pobliskiego stadionu i były tuż przy mojej głowie. Było po północy, nie mogły być to lamy ale tak myślałam przez chwilę. Potem przyszła mi myśl, że to pielęgniarka zapaliła lamy jakieś bakteriobójcze, wyjątkowo wrednie świecące i męczące, które powodowały że było mi strasznie ciepło i niedobrze.  Poprosiłam żeby wyłączyła je - a ona z przerażeniem i ze zdziwieniem odpowiedziała, że nie ma żadnych świateł i włączonych lamp. I wtedy, po chwili przyszedł na świat mój synek a światło zniknęło. A ja jak nawiedzona powiedziałam, witam Cię synku na świecie. Potem co jakiś czas myśl o lampach wracała mi do głowy i sprawdziłam - faktycznie stadionu brak przy porodówce.  A światło już nigdy się nie pojawiło. Teraz miło powspominać i czasami pomyśleć - a co to było? Mój mózg spłatał mi figla przy takim wysiłku. A może przez moment zmierzałam do innego świata?. Ale nie było mojej zgody na to. Czasami  myślę o tym jasnym, biało-niebieskim świetle ale ono jest już  gdzieś indziej, może na innej półkuli. I całe szczęście.

niedziela, 22 lutego 2015

Błogi spokój

Dziś dzień laby. Bez hamaka i bez ogródka ale dzień w samotności.
Zmogło mnie choróbsko i odpoczywam. Poleguje i czytuję potem oglądam.
Zdarzył mi się powrót do młodości bo w TV Kingsajz Machulskiego. Mam jeszcze w planach zobaczyć  wszystkie filmy Machulskiego - zawsze wprawiają mnie w dobry humor. Ostatnio oglądałam o wampirach  chyba "Kołysanka"  i jak zwykle się nie zawiodłam choć miałam wrażenie, że był to film  niskobudżetowy z mniejszym rozmachem niż poprzednie. Teraz szykuję się na Ambassadę. Uszyłam poduchę wielką z rogami i z aplikacją - jestem z niej dumna. Nie zabrało mi to dużo czasu a efekt zadziwiająco fajny. Teraz tylko foto poduszki - ale to już inna inszość bo wymaga jakiegoś podłączenia, kopiowania i trochę wiedzy specjalistycznej.

sobota, 21 lutego 2015

Każdy ma swoje demony

Wspaniały numer Zwierciadła. Mądry i pouczający. Przeczytałam o własnych demonach. A właściwie o karmieniu ich miłością, żeby sobie poszły. Ghandi, który był wegetarianinem jadał czasami jajka a wrogów karmił herbatą i ciastkami. Jest też rozmowa z dr Pająk, która wypowiada się nt. jedzenia pomagającego m.in. ludziom po chemioterapii, radioterapii. Oczywiście tytułowy artykul to wywiad z aktorką panią Szaflarską, która wczoraj skończyła 100 lat. Ogólnie bardzo dobry numer. Bardzo często nie kupuję gazet czasami intuicja podpowiada mi i moje oczy w sklepiku od razu wychwytują daną gazetkę i tak się stało tym razem. Kiedyś lata temu czytałam Zwierciałdo a teraz samo wpadło do mojej głowy - no oczywiście za pewną opłatą ;-). Narty, śnieg i słońce oraz Zwierciadło przegoniło demony i znowu szykuje się kolejny  dzień. Jedynie mój synek przyszedł z rana i nieco zburzył ten sielankowy nastrój mówiąc - mamo napisałem karteczkę co chciałbym dostać na dzień dziecka. Poprosiłam żeby ją schował  przecież mamy jeszcze kilka miesięcy, a on na to dobrze będę nosił ją na czole.;-) Ach te dzieci?;-)

czwartek, 19 lutego 2015

Ulubione powiedzenie

Moja mama ma takie ulubiony kawał, który stał się  myślą złotą i pozwala w wielu sytuacjach się   nie wrabiać w dziwactwa tego świata, a właściwie tych różnych myślicieli, utopistów, samozwańczych moralistów i wszechwiedzących. Gdy są chwile emocjonujące warto sobie przypomnieć tą złotą myśl, żeby nie dać się  zapędzić w kozi róg, szczególnie przez tzw: Samarytaninów, Amwayowców, i innych dręczycieli tego świata, którym zawsze się wydaje że wiedzą najlepiej i tylko oni mogą zbawić świat.
A oto kawał:
Na płocie był napis dupa wymalowany kredkami  przez jakiegoś dzieciaczka. Przechodził Franek i mówi do kolegi patrz Staszek ale ładna dupa. A Staszek w to uwierzył i pogłaskał ,przytulił się  niestety wbił sobie drzazgi i się pokaleczył.

Ot tak - ile razy mamy z różnymi pupami dookoła,  można spotkać jakąś  na płocie i nie warto wierzyć, że to ta prawdziwa. Niektórzy mówią ale przecież trzeba w coś wierzyć ale każdy ma wolną wolę i własny rozum i tego trzeba się trzymać.Są ludzie jak huby, którzy bardzo chcą żeby myśleć jak oni no bo inne warianty są nie do zaakceptowania.

wtorek, 17 lutego 2015

Tunezja - słońce i radość

Dziś słońce jak w Tunezji. Sieci wspaniale aż chce się spacerować i posiedzieć na ławce pod blokiem. A może tak do parku - pospacerować błotnistą dróżką wśród drzew jeszcze bez liści. Każdy spacer jest OK. Wspominam Tunezję, gdy oprócz zabawy, kąpieli w morzu, można było napić się soku cytrynowego świeżo wyciśniętego od lokalnego stojącego przy ulicy sprzedawcy. Była to maleńka szklanka może 50 ml. i to wystarczyło. Był październik a w listopadzie już znikły stragany z cytrynami. Można za to było zjeść zupę z cieciorki z baraniną. Pyszne jedzenie świeże i różnorodne. Na deser oczywiście coś słodkiego np. kilka daktyli. Potem leniuchowaliśmy w mokrej saunie i spacery po plaży wieczorną porą. Aż chciałoby się tam wrócić - nawet teleportować się już teraz. A tymczasem czas na spacer - już i teraz - choć nie po tunezyjskiej plaży to jednak  w słońcu. Adieu.

piątek, 13 lutego 2015

Władek - tata

Choć zamierzałam nie pisać o rzeczach przykrych  ta czasami tak się zdarza, że są  i już. Jutro jest rocznica taty śmierci. Okrągła - 5 - jakby miało to jakieś znaczenie.
 Co roku ten czas jest przykry, wręcz bolesny - jakoś tak się porobiło.
W te dni przychodzą  wspomnienia, które pozwolą łagodzić tamte dni.
Mama szykując się do pogrzebu poszła ze mną do fryzjera.
Weszłyśmy i mama ze smętną miną niczym kokerspaniel podeszła do fryzjerki, która obcinała jakąś kobietę i z nią rozmawiała o głupstewkach.
A mama, z przejęciem i smutkiem pyta  - Czy uczesze mi pani fryzurę pogrzebową?
Kobieta zdębiała, zamarła. A ja roześmiałam się strasznie. Mama niczego nie zauważyła.
Teraz w ten dzień wspominamy różne dziwne, tragikomiczne chwile.
Wspominamy tatę i jego piosenki. Jak razem chodziliśmy po plaży i tata gwizdał je z wiatrem. Lubił te tragiczne, wojskowe, z ładną melodia ale słowa straszne.  Może dlatego, że był rocznikiem  32. Rodzice jak byli młodzi chodzili na zabawy - mają zdjęcia w zabawnych kartonowo-bibułowe czapki ale stroje zawsze odświętne. Czapki były precyzyjnie, porządnie wykonane. Są szczęśliwi na tych zdjęciach. Dobrze jest wracać  do tych wszystkich wspomnieć nawet gdy łzy płyną po policzkach.

wtorek, 10 lutego 2015

Sen błogi nie przyszedł

Wczoraj nie mogłam spać. Oglądałam EZOterykę  w TV. Występował Wróżbita Maciej. To był istny kabaret. Aż żałuję, że nie mogłam nagrać tego odcinka. Do Wróżbity zadzwoniła jakaś kobieta i zapytała z kim rozmawia, a na to wróż,  a z kim ja rozmawiam, do kogo pani dzwoni. Zdenerwował się - kobieta nie wiedzała, że dodzwoniła się do wspaniałego guru wróżbitów i wyprowadziła go z różwnowagi.
Potem zadzwonił chłopak i zapytał się co z jego narzeczoną, jak im się układa. A na to wróż, że nie powinni być ze sobą i prosi o potwierdzenie tego faktu. A chłopak mówi że to nieprawda, że dobrze im ze sobą. A wtedy wróżbita wpadł we wściekłość i powiedział, żeby ten sobie gile powycierał pod nosem bo jak on mówi i karty mówią to tak jest i to jego doświadczenie. W tzw. międzyczasie opowiedział o sobie; że ma terminy zajęte do końca marca, wizyta u niego kosztuje 500 zł i on to jest nie byle wróż. Istny cyrk i można było się rozbawić do łez. Namawiał ludzi, żeby kontaktowali się z nim bo porady były za jedyne 1 zł ale na ekranie wyświetlała się informacja, że za 1,29zł. EZOfarsa, a właściwie ezoFARSA program powinien nosić tytuł. No i jak tu nie śmiać się nawet nocą  gdy sen gdzieś spaceruje i nie chce mnie ululać.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Mama ukochana

Świetnie jest się spotkać z mamą. Zawsze jest wesoło. Mama zrobiła sobie czapkę, która może uchodzić za wyjątkowy projekt - szkoda że nie ma programu dla projektantów seniorów amatorów bo stawiam, że mama podbiłaby świat. Czapka ma  na czubku  kwiatka, przylega do twarzy i zrobiona jest w drobną kratkę ( to jest faktura  bo wszystko jest w tym samym kolorze, te elementy zrobione sa na drutach) i połączona jest z szalikiem zrobionym na szydełku, który wygląda jak siatka rybaka a ponadto jest niesymetryczny.
Uważam ją za wyjątkowo udany wyrób mamy. Ponadto mama potrafi zrobić szalik z szerokości nawlekając chyba z 800 oczek -- tak tak nie byle co, potrafi zrobić sweter z okrągłymi plecami tzn wrabiając plecy od okręgu przypominającego serwetę. Moja mama to jest ktoś. W końcu musiałam po kimś odziedziczyć te super geny. A tata - też był super ktoś ale teraz jest w innym wymiarze. A za tydzień będziemy obchodzić Jego rocznicę 5 lat od śmierci. Zrobił nam psikusa (bo choć urodził się 15 lub 20 stycznia, tego nikt dokładnie nie wiedział)  odszedł  14 lutego - w walentynki - w dzień miłości. Dobrze, że Was mamy- bo przecież bez Was my nie bylibyśmy tacy jacy jesteśmy.