wtorek, 22 grudnia 2015

W kolejce na poczcie

Tym razem znalazłam się na innej poczcie tzn. innej  niż poprzednio. Czyli nie na tej, którą nazywam naszą. Poczta ta jest wyremontowana zgodnie z  nowymi standardami obsługi; otwarte okienka, pełna dostępność dla klientów, wokół pełno książek dla dzieci, lizaków, kalendarzy i wiele, wiele innych przedmiotów, których człowiek nie spodziewałby się idąc na pocztę. Za to stojąc w kolejce można sobie pooglądać, zastanowić się a nóż coś kupimy.  W kolejce stała para z wielką torbą wypchaną  różnościami: kawą, herbatą, i czymś tam jeszcze - oj moje wścibstwo nie pozwoliło zaglądać mocniej, więcej. Podeszli do okienka i z obcym akcentem poprosili o karton  a pani z okienka z serdecznością odrzekła - oj nie mamy.  Ludzie wyszli zmieszani, zaskoczeni i nieco zmartwieni. Pani co prawda tłumaczyła im gdzie mają iść  kupić karton. Kilka osób spojrzało po sobie też trochę zdziwieni, może myśleli, ( tak jak ja) że w Polsce robi się coraz normalniej i że skoro już takie okienka ładne to można na poczcie zapakować i ją wysłać. Ale jak to w życiu  niespodzianki  zdarzają się to rzecz niemalże naturalna. Kartonu i papieru do pakowania paczek chyba nie dowieźli do nowych standardów. My  zostaliśmy już zaskoczeni - przyszła do nas wielka paka prezentów. Jeszcze nie  daliśmy jej Mikołajowi, żeby upchnął te różności pod choinką ale już święta zaglądają do nas a my wspominamy jak to jest w  świąteczny czas. Wczoraj wspominaliśmy nietrafione prezenty i wybuchaliśmy śmiechem. A czy pamiętacie  te wasze nietrafione podarowane albo otrzymane prezenty. I co roku prężymy się, staramy a zazwyczaj nie trafiamy ;-) Znalazłam karteczkę na jednym woreczku - prezent nie koniecznie trafiony ale z serca darowany - to była karteczka od mojej mamy.  Och ta mama kochana. Zawsze nawet jak się nie trafi można rozweselić obdarowanego. Wesołych Świąt!!!

środa, 16 grudnia 2015

Świąteczny prezent


Szkoła podarowała 20 kg jabłek na głowę ucznia. Hurra - ucieszyliśmy się bardzo, bo wiadomo jabłka sote, w szarlotce, soczek to rarytasy i do tego zdrowe. Rano gdy szłam z synem do szkoły wielki tir w eskorcie  straży miejskiej przywiózł jabłka, które szybko, sprawnie zostały rozładowane. Razem z koleżanką wyposażone w różne akcesoria, pudła, koszyk, plastikowe skrzynki  podjechałyśmy pod szkołę odebrać ten  fantastyczny prezent. Okazało się, że nasze pudła, wiadra itp. nie były potrzebne jabłka można było wziąć w skrzynkach. Wydawała je pani intendent a pani dyrektor  stała zadowolona, jako sprawca tego prezentu. Oczywiście cały splendor na jabłuszka spływał na Nią. Powiedziałam - o świetny prezent p. dyrektor przed świętami. A p. dyrektor odrzekła - " o tak, szkoła dużo robi tylko nie zawsze to widać" A faktycznie dużo robi. Na każdej skrzynce widniała mała karteczka: "Produkt przeznaczony do bezpłatnej dystrybucji - rozporządzenie  delegowane komisji UE 1031/2014. No ale przecież nasza szkoła i p. dyrektor są z pewnością w  Europie dlatego nie powinno mnie dziwić, że pani  dyrektor przypisuje sobie zasługi UE i jak tylko ma okazję ogrzewa się w świetle unijnych gwiazdeczek.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Święta tuż tuż

Zbliżamy się do świąt. Czas tak szybko upłynął i nagle Święta. Znowu szykowanie mieszkania, ozdabianie go, wymyślanie różnych świecidełek. To bardzo przyjemny czas i choć z niczym nie mogę zdążyć a w domu bałagan jakby tajfun przeszedł nic się tym nie przejmuję. Rozłożyłam maszynę i szyję  różne stworki, potworki. To wielka przyjemność wymyślał i robić te świąteczne ozdoby i świecidełka. Synek klei łańcuch, ja wyciągam foremki żeby upiec ciasteczka na szkolną wigilię. Już niedługo będzie można dzwonić z życzeniami. Ten rok jest wyjątkowy bo  pojawił się niespodziewany Mikołaj. Nikt nie chcę się przyznać kto nim został. Przyniósł prezent dla naszego syna. I nie była nim moja siostra, mój brat, prawdopodobnie ani mój siostrzeniec ani siostrzenica. Może  mój szwagier? Kto to wie. Ale dziękuję Mikołajowi - synek jeszcze nie dostał tego prezentu - bo postanowiliśmy podłożyć mu go pod choinkę. Teraz już tylko pozostanie nam sprzątnąć mieszkanie. Ustawić choinkę i ubrać ją w rożne kolorowe bombki. Do grona naszej kolekcji dołączyła wyścigówka. Ach - świetny ten przedświąteczny czas.

Szron otulil nas

Szron otulił wszystko wokół jest zjawiskowo pięknie i zimno jak diabli. Ale nie zważając na chłód wsiadamy na rower i jedziemy. Synek z plecakiem na bagażniku a ja chwieję się na zakrętach
i staram się nie wpaść w poślizg. Uf  udało się zdążyliśmy na czas do szkoły.
 Przypomina mi się jak w poprzednie wakacje chciałam przewieźć mamę na rowerze a mama  nie bacząc na swoje 78 lat wsiadła na rower i chciała jechać bokiem na bagażniku niczym na Jawie
w mamy młodzieńcze lata.  Ja optymista myślałam, że mi się  uda - przewieźć 70 kg i, która rusza się
i kręci - bagażnik roweru nie jest wygodnym miejscem.  Niestety okazało się, że nie dałam rady jechać z moją mamą, pomimo kilku prób. Był  plus tego zmagania się  rowerową podróżą   z mamą  no bo mamy nie zwaliłam i  w porę złapałam rower razem z upadającą mamą. I  ktoś powie nie ma
w tym nic śmiesznego przecież to głupota  ale za to jaka  zabawna  no i na dodatek nic nikomu się nie stało a jest co wspominać. Dziś z mężem i sąsiadem podnosiliśmy domek. Mąż wybudował go
w czerwcu  i był dumny a ja również z Niego i z domu. Syn wchodził do niego po drobinie i czasami a nawet rzadki  siedział sobie na wysokościach obserwując świat. Zazwyczaj było trochę spokoju bo mogłam w tym czasie poplewić i coś porobić na działce. Maż napracował się straszliwie  ale domek był wspaniały z widokami na trzy strony świata. W tym tygodniu przyszedł straszliwy wiatr
i zadzwonił do mnie pewien pan z działki, który zauważył, że domek runął na dach. I nie byłoby
w tym nic śmiesznego ale okazało się, że ten pan co do mnie dzwonił  przychodził i  zbierał drewno na opał  wycinając niepotrzebne drzewa z działek a ten pan co dziś pomagał nam postawić domek
z powrotem dachem do góry,  przynosimy wino, które robi sam z  winogrona, który zrywam i daję mu do przetworzenia.  Każdy z nas jest sobie potrzebny i nie ma w tym biznesu i interesu i nie jesteśmy rodziną  - ot sąsiadami, którzy jak trzeba pomagają sobie. Budujące prawda - że można bez pieniędzy pomagać sobie nie oczekując nic w zamian a kiedy przychodzi  chwila że pomoc jest potrzebna można na nich liczyć, nie prosząc i nie czekając w kolejce na audiencję.    (To taka dygresja do pewnej sytuacji  rodzinnej ;-)  Ale o niej nie warto pisać, bo co mało istotne nie zasługuje na uwagę - :)

piątek, 20 listopada 2015

Nowa pani

Nasza nowa pani w klasie syna wprowadza nowe zasady. Programem wychowawczym jest hasło dyscyplina. Chłopcy nie mogą pokazywać gestów na palcach. Zatem nie mogę pokazywać gestu OK 9 kciuk w górze, jest super), nie mogą pokazywać gestu wskazywania palcem ani gestu fuck - środkowym palcem. Zapewne pani chodziło to aby nie snuć domysłów jak dziecko pokaże palec co to był za gest. ubawiło nas to szczególnie ponieważ ja bardzo często gdy mam kontakt wzrokowy pokazuję gest OK - kciukiem. Zatem wymyśliliśmy, żeby synek pokazał pani gest Kozakiewicza lub zaciśniętą pieść. Uda się nie pokazać palców a że dzieci są inteligentne to i tak jakoś panią przechytrzą.
Pani kazała robić zadanie i powiedziała do najinteligentniejszego chłopca, że ma nie broić tylko robić zadanie już i koniec bo inaczej będzie musiał zrobić to zadanie w domu. A chłopiec odrzekł - oj dobrze, dobrze zrobię cała książkę w domu i roześmiał się szelmowsko.
Ach kochane te dzieciaki.
 Jesień zmienia się w wiosnę. Na trawniku zakwitły przed szkoła fiolki i stokrotki. A ten bukiet zrobiłam chodząc na specery i zrywając tu i tam kwiatki - lecz było to ok. miesiąc temu.

wtorek, 17 listopada 2015

Generator chaosu

Koleżanka powiedziała mi, że generuje chaos. Sama na to nie wpadła lecz to określenie i spostrzeżenie było od jej mąż. Ona zajmuje się dzieckiem prowadzi nauczanie domowe a on chodzi do pracy i zauważa, że ona generuje chaos ;-). Strasznie mnie to rozbawiło bo zdałam sobie sprawę, że ludzie lubią być poukładani i chaos bardzo im przeszkadza. Jeśli w śród ludzi jest ten niby oryginalny, inny, to ludziom to przeszkadza. Większość z nas jest konformistami, większość  chce świętego spokoju ale też większość chcę aby "jego ja" był na wierzchu. Ostatnie dni pokazały mi, że często trzeba rezygnować z siebie i te  gadki o asertywności to w większości wydumane raczej mało realne zachowanie w świcie szczególnie zawodowy.  W dzisiejszym zwariowanym świecie wolimy komedie niż dramaty. Wolimy iluzję niż prawdę. Dlatego w najbliższy czas będzie występ iluzjonisty - gdzie będzie można się odstresować - 21 listopada Sala Kongresowa przy Hali Stulecia. Zapraszam i nie biorę pieniędzy za reklamę ;-)

niedziela, 15 listopada 2015

Zimno, dmucha, zawierucha

Zimno i mocno dmucha - siedzimy w domu i  leniuchujemy. Całkiem fajnie że wieje bo mamy wymówkę na spędzenie czasu na czytaniu gazet, przeglądaniu internetu. Pies wyczuł nastrój i nie chce wychodzić. Placki ziemniaczane na obiad  bez liczenia kalorii smakują wyśmienicie i nie liczymy ile ich jemy. Smak ich przypomina dzieciństwo, błogie dzieciństwo gdzie problemy  były prozaiczne choć wtedy urastały do rangi życiowych. Mama nie nadążała ze smażeniem tak szybko znikały ze stołu. Dziś mąż nie nadąża z ich podawaniem a my merdają nogami pod stołem domagamy się więcej, szybciej, mniam. Ot taki leniwy dzień. Oglądanki i czytanki - trochę szkoda, że jutro już nowy tydzień ;-)
 Frasobliwy Jezus w przydrożnej kapliczce - zdjęcie jeszcze z wakacji. Choć się zbytnio dziś  nie frasujemy  to jednak klimaty zadumy udzielają nam się podczas lektury weekendowej Gazety Wyborczej.

sobota, 14 listopada 2015

Czas zmian

Dziś bardzo smutny dzień. To co się wydarzyło w Paryżu jest szokujące a jeszcze bardziej to jak się wszystko przedstawia. Pytania dziennikarzy o samopoczucie ludzi, epatowanie nieszczęściem pozwala czasami zwątpić w człowieczeństwo. Ale Wałęsa mawiał "ludzie są ludzcy" i to najkrótszy sposób na podsumowanie gdy na nieszczęście innych  ludzi ludzie reagują znieczulicą.
Dziś wieje straszny wiatr. Gdyby nie fakt, że nie jesteśmy w Tatrach zapewne możnaby go porównać do  halnego. Mam jednak nadzieję, że jest  to wiatr zmian. W zeszłym tygodniu pojechałam w sprawie pracy i wygląda na to, że tylko kilka papierków i kilka miesięcy pracy i wrócę do formy. Byliśmy w Starym Sączu - pierwszy raz w Beskidzie. Podróż znieśliśmy dobrze i w nagrodę trafiliśmy na piękną pogodę. Pospacerowaliśmy, porobiliśmy kilka fotek. W tak słoneczny dzień niebo było niebiańskie ;-). Powrót w gorszych warunkach jednak dotarliśmy z nowymi nadziejami. Radość trwała  kilka dni - trochę za krótko. Po dwóch dniach dowiedziałam, się że nasza fantastyczna pani - wychowawczyni naszego syna odchodzi. Odchodzi z powodów osobistych - choć one osobiste nie są. Po dwóch miesiącach pracy czyli nawet nie po okresie próbnym, po powrocie z chorobowego dostała propozycję niedoodrzucenia - zostawia klasę bo się nie nadaje.  Choć jest terapeutką okazuje się że kilku rodzicom oraz nauczycielowi nadzorującemu nie podoba się, że stosuje własne metody, że ma kontakt z rodzicami, że dzieci ją kochają. Przyszła nowa pani, która miała sukcesy a która wylądowała w świetlicy i teraz zajmie się naszymi dziećmi bo nasza pani sobie nie radzi a pani z sukcesami ze świetlicy świetnie sobie poradzi. Absurd i degrengolada w całej rozciągłości. Jako trójka klasowa poszliśmy do dyrekcji i okazało się, że dwie panie zjawiły się niezapowiedziane z naszej klasy bo też chciały wiedzieć.   No i byłoby dobrze gdyby nie fakt, że te panie były zadowolone że pani odchodzi bo ich dzieci miesiąc temu były niezauważone i był hałas a teraz już będzie cacy. Jak się okazuje nie ma mowy o współpracy, szacunku i budowaniu wspólnot zarówno w śród rodziców jak i z dyrekcją oraz nauczycielami. Nowa pani wsadzi dzieci w ramy, jest słodka, miła i zarządziła robienie sałatki owocowej. Pokazuje kartkę cisza i dzieci mają się szturchać, żeby nie dostać minusa bo trzeba być cicho. Strasznie przykrymi mi, że młoda, zdolna osoba musi odejść i nie ma do niej zastrzeżen oprócz tego, że jest za dobra ale  w klasie panuje hałas zatem cisza w klasie jest najważniejsza. Przypomina mi to moją sytuację sprzed kilku lat ale nie chcę do niej wracać - bo ciągle powoduje ból brzucha a przecież wydaje mi się że już sobie poradziłam z mobbingiem  zastosowanym na mnie choć próbowano mi wmówić, że to ja jestem ta be i na niczym się nie znam. Odchorowałam już swoje i teraz czas na zmiany - na powrót do pracy i stawianie kolejnych kroków  i  budowanie zaufania do ludzi.

W tym tygodniu był Dzień Niepodległości - wywiesiłam za oknem flagę i wiatr przewiał ją, że napis POLSKA jest czytany AKSLOP i takie mam odczucie, że ciągle w naszej kochanej Polsce wszystko jakoś od tylu. Ciągle jednak wierzę, że nowe będzie lepsze i że warto stawiać nowe kroczki  i poznawać nowych ludzi - nie koniecznie Polaków, tego samego wyznania, koloru skóry, narodowości. Wierzę w ludzi choć nie we wszystkich i nie we wszystko co mówią ;-)

A dziś - I choć wieje i hula spacerujemy i gwiżdżemy spotykamy dziewczynę, która widząc pieskę i mnie  zadowolonych i uśmiechniętych i gdy wiatr nas mało nie porwie,  mówi  "radości nie da się powstrzymać" i myślę sobie na najbliższy czas tego się będę trzymać.


 





Widok na Małopolskę - i nie taka mała Polska. Ludzie zadowoleni, społecznie dobrze rozwinięci, serdeczni i życzliwi choć w większości zagłosowali za zmianą;-) Wierzę, że ten wiatr z Małopolski przywieje do nas.


 


 
Polskie baranki - następnym razem spróbujemy jagnięciny - oj nie będziemy wega.

 
Bukowe wzgórza. jeszcze do niedawna były czerwone teraz zrobiły się burgundowe.

 
Widok z zamku  koło Rytra. Polska - to brzmi dumnie choć czasami można w to wątpić.
 
A  to drodze do  Małopolski - zjawiskowe niebo.

 Gdzieś w drodze do Nowego i Starego Targu.








 

czwartek, 5 listopada 2015

Po wszystkich Świętych

W Polsce obchodzi się Wszystkich Świętych i Zaduszki. To drugie święto  jest mniej popularne i zazwyczaj gdy mówimy WŚ to wiadomo, że chodzi o te dwa święta - wspomnienia naszych najbliższych, którzy zmarli. To piękny czas, nieco melancholijny, gdy idziemy na groby, palimy świece. Czasy jednak się zmieniają, ruch na drogach spory i nie wszyscy gnają  1 listopada na cmentarze. Ja również staram się w tym dniu być myślami przy tych którzy odeszli i zapalić świecę w miejscu najbliższym. Pamiętam jak w zeszłym roku stanęliśmy z mężem i synem na grobie gdzie nie paliła się żadna świeca - później okazało się, że to tam nikogo nie  pochowano. To też nowy zwyczaj w Polsce rezerwowanie sobie miejsca a nawet budowanie wcześniej nagrobków. Trudno to zrozumieć gdy jest się młodym a zapewne gdy jest się starszym to jest ważne. W czasie wakacji byliśmy w Klukach na Pomorzu zwiedzaliśmy stare chaty - skansen domów wykonanych z drewna i torfu. Wracając zobaczyłam stary cmentarz - z wieloma krzyżami stalowymi, jakich się już nie spotyka. Poszłam pomodlić się i pooglądać. Dziwne uczucie oglądać cmentarz - powie ktoś stojący z boku - mój mąż i syn nie wyszli z auta.  A przecież cmentarz  to nieodłączna część naszego życia. I choć to frazes jedno co wiemy  wszyscy kiedyś umrzemy. W naszej szkole pojawila się kartka "Prawdziwy Chrześcijanin nie obchodzi Hallowin" - uśmiechnęłam się pod nosem - oczywiście razem z synem zaprosiliśmy kolegów zrobiliśmy papierowe duchy, pomalowaliśmy sobie twarze. Wszystko to działo się z 31.10 na 1.11 a 1 poszliśmy na cmentarz. 31 października gdy jechałam na rowerze zobaczyłam grupę młodzieży, która była  wymalowana na zombiaki i szli z księdzem. Wszyscy byli zadowoleni i uśmiechnięci.  I chyba i im i nam nie ubyło  "chrześcijańsko".
 Jeden z stalowych krzyży w  drodze na wakacje.

 Uśmiech nieba.

 Piesek w chmurach.

czwartek, 29 października 2015

Pies sąsiadów

Nasi sąsiedzi mają wyjątkowego psa rasy Korgi. Królowa Elżbieta też ma  psy tej samej rasy. Sąsiedzi są bardzo dumni z niego i  faktycznie pies jest kochany i uwielbia  być zabawiany, co często też czyni z naszym psem. Ostatniej nocy mój mąż strasznie chrapał. Zamknęłam dwie pary drzwi ale nadal drzwi nie mogłam spać. Ale skoro ja nie spałam nie widziałam powodu aby mój mąż też nie spał. Stwierdziłam, że za chwilę przestanie i starałam się nie wybudzać za nadto. Nasz pies był czujny i przestraszony oraz nasłuchujący. Po chwili usłyszałam dziwne odgłosy. Domyślam się, że pies sąsiadów spacerował w klatce ( w której jest czasami zamykany)  co było słychać  szuraniem po ichniej podłodze a naszym suficie. Zapewne podobnie jak nasz pies nasłuchiwał odgłosów chrapania męża. Wygląda na to, że  mąż jest w stanie poruszyć  chrapaniem  nie tylko  mnie ale  również poruszyć klatki i  psy. Ja niczym strażnik starałam się uspokoić psa, żeby nie szczekał no bo mógłby obudzić męża ;-) a przy okazji  zachęcić do szczekania psa sąsiadów.

poniedziałek, 26 października 2015

Wybory i po wyborach

Wczoraj był dzień wyborów i wydawało się, że dzień był jakby lepszy, dużo ludzi spotkanych na ulicy serdecznych, zadowolonych. Oczekiwania na zmiany i chęć sprawdzenia czy  dorośliśmy do decyzji zmian i czy potrafimy ocenić rzeczywistość, czy wierzymy w te wszystkie wyborcze obietnice, czy jesteśmy w realnym świecie czy odrealnieni, czy chcemy żyć w normalnym, otwartym kraju? Wydawało się, że na te wszystkie pytania w wybory znajdziemy odpowiedź.
Mam świadomość, że nie będzie przeszłości, nie wrócimy do PRLu. W tedy różniły się nasze poglądy polityczne to jako społeczeństwo potrafiliśmy żyć obok siebie i  żyć, wspierać się  razem w trudnych chwilach. Mniej było zazdrości, porównywania i oceniani. I wcale nie było po równo - jak nam to ktoś przedstawiał ale byliśmy pogodzeni z życiem, czuliśmy się bezpieczniej.
I już po wyborach i znowu dla niektórych radość i dla niektórych rozczarowanie.
Chciałam aby coś drgnęło, aby doszło do zmiany ale okazuje się, że jako naród jesteśmy dość naiwni i czekamy aż nam coś spadnie z nieba. Tylko, żeby spadło trzeba wykonać sporo pracy, myśleć, czuć, emocjonować się a to wszystko trzeba robić w jednym czasie i do tego pracować. Tylko myślenie o mamonie nie daje szansy na sukces choć zapewne są tacy, którzy tak myślą, egoistycznie i egocentrycznie. 
Pomimo wyborów dziś mamy dobry dzień, choć wynik wyborczy nie jest po mojej myśli, trafiłam do tej grupy naiwnych, inaczej w polskim - "przegranych",   - spotykamy się z sąsiadką z Korei i idziemy do biblioteki. Pozna nowe miejsce a ja poćwiczę mój  angielski a Ona poćwiczy głowę;-). Kiedyś zapytała mnie czy ma mi płacić za spotkania a ja zdziwiona odpowiedziałam:  nie -  nadal jestem zdziwiona, jak sąsiadka ma płacić za  czas spędzony z inną sąsiadką, przyjemnie, na wspólnych rozmowach, to trochę dziwne.
Ciągle nie chcę dać się w ciągnąć w ten dziki kapitalizm,  ( chociaż czasami mu ulegam, czy ulegałam) przynajmniej biblioteki dają mi tą szansę.
 Na zajęcia z florystyki mam ćwiczyć  nazwy roślin po polsku i po łacinie. Może w bibliotece znajdę jakieś pomoce naukowe  dla florystów;-) Bo choć interenet ponoć ma wszystko to jednak nie wszystko ma ;-)

niedziela, 25 października 2015

Fotogaleria wakacyjna

 W kinie nie zawsze film jest interesujący ale za to lampy wyglądają zjawiskowo.

 wakacyjny Chopin - przy  pięknym wakacyjnym niebie. A Konkurs Chopinowski  chyba nadal trwa ? Oj straciłam kontakt z rzeczywsitością;-)
  Synek szykuje się do zimy.
Wspomnienie wakacji - niestety nie tegorocznych. Piękna chorwacja ;-)

 jw.


j.w.

 j.w.

Malownicze łąki  w Polsce gdzieś  koło Wrocławia. Bławatki  a poniżej krwawniki. Ostatnio wypatrzyłam czerwone i żółte lecz nie miałam aparatu. Następnym razem się nimi pochwalę.


 Wakacyjny bocian w oczekiwaniu na partnerkę. Zjawiła się i uwieczniłam to na innym zdjęciu. Niestety odleciała po kilku dniach.

czwartek, 22 października 2015

Punktualność

Lubię być punktualna. Punktualność oznacza dla mnie szacunek  dla innej osoby. Dziś w szkole mamy pasowanie na ucznia. Godzina spotkania ustalona po lekcjach żeby rodzice zdążyli. Jeden dzień w roku i oczywiście jest temat  do dyskusji, jak to zrobić żeby dzieci były przebrane na galowo w odpowiednim czasie. Dzieci mają dostać słodkości -  tradycją ;-) szkoły jest, że dzieci dostają róg obfitości a w nim słodkości coniemiara. Jeden rodzic chce żeby słodycze były zdrowe inny żeby ich nie było a inny martwi się  jak to zrobić żeby dotrzeć na czas do szkoły i ubrać dwójkę dzieci na galowo. Dziś dorwała mnie jedna pani babcia  i sprowadziła do parteru. Poprosiłam rodziców żeby byli 15 minut wcześniej  bo mamy furę rogów obfitości i dobrze byłoby aby rodzice je zabrali dla dzieci. Wczoraj pakowałam je razem z koleżanką - zawsze znajda się frajerki do roboty ;-) zwane wolontariuszkami bo inaczej pani  wychowawczyni musiałaby by  to zrobić. Ale skoro szkoła wymyśliła jak mówią rodzice to niech robi a my - rodzice jak damy kasę  to dobrze. Zatem wczoraj było wesoło - był ruch, pakowanie a dziś jedna z pań - babcia - wyżyła się na mnie. Jak sobie to wyobrażam, żeby zdążyć na pasowanie, może lekcji nie powinno być bo 1,5 godziny to okazuje się za mało, żeby pani babcia przebrała dwójkę dzieci. Kurcze! wkurzyłam się. Całe szczęście za chwilę zadzwoniła znajoma z tekstem - jeszcze się taki nie narodził żeby wszystkim dogodził. I tego będę się dziś trzymać - a babcia niech radzi sobie jak chce - i już a wystroje się w 30 minut, wystroję syna a nawet mogę pieska też - i już poradzimy sobie w tym smętnym dniu z pasowaniem i z wisielczym humorem też!!!
 Dziś jedno z moich ulubionych zdjęć. To nie fotomontaż lecz szybkie  fotografowanie jadąc autem;-)  dedykacja dla pana Tomasza Gudzowatego, którego jestem fanką.

środa, 21 października 2015

Sól morska do nosa ;-)

Przyszła piękna jesień ale też zmiana temperatur powoduje, że smarkamy i prychamy. Mój synek co jakiś czas używa soli morskiej przeznaczonej do nosa ale jak to on musi wprowadzić swoją innowację i wpsikuje ją sobie do gardła. I nie byłoby w tym nic dziwnego ale nie ma jeszcze jedynki - mleczny ząb wypadł i czekamy aż urośnie następny, a dziura czy jak woli mój mąż mniej dobitnie otwór po zębie służy do wpsikiwania spreyu soli. Zobacz mamo mówi syneczek - nie trzeba otwierać buzi - sprytny sposób na  popsikanie gardła przez tą dziurę.
Po takim porannym zakrapianiu nosa najbrzydszy dzień wydaje się wesoły.

 Ptaszki nie mają kataru. Przynajmniej te na obrazku. Wykonane przez rzeźbiarza Pana Norberta, który kiedyś był  pięściarzem a teraz wyczarowuje takie cudeńka.

poniedziałek, 19 października 2015

Publiczna szkoła

Temat szkoły to niekończąca się historia. A temat publicznej szkoły to nigdy nie kończąca się historia. A ponieważ mam nie narzekać zastanawiam się jak to zrobić żeby napisać o naszej szkole dobrze, bez ględzenia ale jednak wyrazić swoje niezadowolenie. Nasza szkoła jest mała, przyjemna, uczniowie osiągają dobre wyniki, kadra nauczycielska jest raczej dobra ( no poza niektórymi niechlubnymi wyjątkami).  Jednak dyrekcja doprowadza mnie do szału. Ale wiadomo, dyrekcja to dyrekcja zawsze ma ostatnie zdanie i trzeba się z nią liczyć. Nie można wprowadzić dystrybutorów na wodę  - powód, no bo nie. Rodzice muszą organizować kasę, dobrowolnie na świetlicę, dobrowolnie na szkołę, dobrowolnie na zakup książek, dobrowolnie na konkursy, dobrowolnie na festyn. Ostatnio nawet dyrekcja poprosiła aby szukać komputerów, bo szkoła na to nie ma pieniędzy. Kurcze - a ja dobrowolnie mówię, to oszustwo, że nasza szkoła jest darmowa. Co gorszę nie da się tego  słowa oszustwo zastąpić innym słowem jak tj. żart, ani farsa. Sprawa wydaje się być poważna i niestety  nie chodzi tu o reformę edukacji tylko nieudolność dyrekcji szkoły, której się nic nie chce i wysługuje się rodzicami i jeszcze z uśmiechem na ustach przyznaje, że rodzice kupią, zorganizują, zrobią a wszystko to w majestacie prawa na festynie - no bo przecież dzieci trzeba uczyć społecznych kontaktów, zaradności, ekonomii itp.  A dyrekcja siedzi, czasem chodzi - zarządza i dobrze wygląda ;-)

 Kwiatki przed szkołą. Co prawda nie naszą ale ładne - prawda?

Kropielnica do nosa

Mój syn dostał kataru. I wiadomo katar nieleczony trwa tydzień i leczony 7 dni. Jednak nie zważając na  tą starą prawdę gdy jest katar trzeba działać. Najlepiej inhalacjami. Stosujemy  zakrapianie nosa solą morską a właściwie syn sam się obsługuje. Gdy rano nie może jej znaleźć pyta : mamo a gdzie jest ta kropielnica do nosa? Nie od dziś wiadomo, że dzieci są logiczne i  potrafią zrobić nic z niczego  dlatego nazwa kropielnica do nosa jest jak najbardziej adekwatna do sytuacji zakrapiania nosa ;-)

piątek, 16 października 2015

P1 Bruk

Idziemy niepośpiesznie do szkoły. Rozmawiamy. Oglądamy się na boki. Nagle naszą uwagę przykuwa mruczący niczym jaguar ciężki, masywny samochód. Jeszcze większe zdziwienie pojawia po przeczytaniu  tablicy rejestracyjnej P1 BRUK. Zastanawiamy się, co może oznaczać ta nazwa Pan numer jeden  w kategorii bruk.  Uśmiechamy się. Pomysłowość właściciela tego auta miło nas zaskoczyła - nie przyszło nam wcześniej do głowy, że można być dumnym z produkcji bruku. Ale przecież o to chodzi, żeby być zadowolonym z tego co się robi.
 Polskie safari. Zdjęcie nie ma nic wspólnego z  brukiem ani z safari ale jestem z niego dumna. Wykonane gdzieś w drodze z wakacji. 

czwartek, 15 października 2015

Barwy jesieni

Gdy jest pochmurno warto patrzeć na kolorowy świat. Liście i różnorodność drzew zachwyca. Spacerując rozglądam się  cieszy mnie rzeźba liści na ścianie. Maleńki kwiatek który skulił liście. A mój piesek węszy, szuka i rzuca się wszystkich przechodzących. Co róż zawieram nowe znajomości. Zazwyczaj właściciele psów są przyjaźni i gotowi na pogawędkę nie koniecznie o pieskach. Spotykamy, prawie codziennie, Nitka, Plutona, Dżekusia i inne psiaki. Spacery okazują się bezcenne. Nasza Pieseczka to pretekst na wyjście.

 Deszcz jak mgła - można poczuć się jak w Anglii przed wejściem do tajemniczego ogrodu.


 Nawet chwast  wygląda ciekawie.

 Krzewy już po przycięciu - nadal wyglądają okazale.



Pluska i kapie a ja człapię

Oj siąpi, kapie, pluska i na dodatek wieje. Psa bym nie wygoniła ale sama muszę. Wyciągam kalosze i wkładam wkładki żeby nie zamarznąć. Przymierzam ooooo dziura. Wilka ale całe szczęście to tylko moja dziura. ja wiem, że jest ale kalosze są w cętki, paski, kropki i dziura ukrywa się w nich znakomicie. Ubieram kalosze spoglądam w lustro, otulam się kapturem i w drogę - do szkoły z synem. I kolejny raz zdziwienie. Jest paskudnie, pochmurno, siąpi, wieje ale idę i robi mi się jakoś lepiej. nawet przez dziurę w kaloszu nie wlewa się deszcz. całe szczęście zrobiła się w takim miejscy, że jeśli nie wpadnę po kostki do wody wyjdę sucha stopą. Synek śpiewa o Kamień z napisem love i  idzie nam się super szybko a deszcz już nam wcale nie przeszkadza. W drodze powrotnej przestaje synek już nie śpiewa - ot nie idzie ze mną, za to  rozchmurza się choć nadal pada. Ale już mi nic nie przeszkadza. Spotykam panią zmokniętą jak kura, wymieniamy się serdecznymi spojrzeniami, uśmiechamy się do siebie.  I dzień zaczyna się dobrze.  Na dodatek ukisiłam barszczyk. Teraz czekam aż nabierze siły ;-) Uwielbiam kiszonki wszelkiej  zawartości  -  dziś kapusta, jutro ogórki a pojutrze już chyba będzie barszczyk.  Zapewne  maż kupi  kawałek  boczusiu   i jak to w te pochmurne dni zrobi nam się lepiej.  
Czas na wspmnienia. Wczoraj był dzień nauczyciela. Pani nasza i pan od synka dostali słodkości i piękne kwiaty. Patrzę na nie -  wyhodowane przez mojego znajomego. Prawda że piękne?
Kilka zebrałam po drodze - ot, tak, tu skubnęłam, tam zerwałam i powstał bukiet dla teściowej.

  Kwiaty dla nauczycieli. Ucieszyły kilku z nich.

 Bukiet od niechcenia ale jaki ładny - sam ajestem zdziwiona, że z niczego powstało coś;-)

środa, 14 października 2015

Degustator czekoladek

Dziś dowiedziałam się o świetnym pomyśle na zarobienie trochę pieniędzy. Ucieszyłam się i od razu postanowiłam działać. Podobnie jak mój znajomy masażysta zwany "błyskawicą"  sprawdziłam w mig co to za oferta i okazało się, że może być nie tylko ciekawie, ale również smacznie. Oprócz tego ma być miło  bo gwarantują pracę w miłej atmosferze ;-)
Praca idealna? O yes - Chodzi o testowanie czekoladek. Jednak może się zdarzyć wielkie rozczarowanie i to przy małych czekoladkach.  Akcja marketingowa zakrojona na wielką skalę w poszukiwaniu degustatorów smaku o wspaniałych właściwościach: węchu, smaku i wręcz detektywistycznym spojrzeniu może okazać się nic nie znaczącą sprawą - kosztującą nie tyle kilka czekoladek co  kilka godzin straconego czasu.
A skoro mam te wszystkie, ww zalety - super węch, słuch i spostrzegawczość - poziom alpha a nawet theta,  postanowiłam się zgłosić. Co ciekawsze   łapię się na grupę wiekową, której pracodawca szuka od 24 do 54. Czuję tylko pewien dyskomfort, że zgłaszam się do pracy gdzie w jawny sposób łamie się prawa zagwarantowane  wieloma przepisami mówiące, że nie wolno dyskryminować pracownika ze względu m.in na wiek. Ale widocznie osoby 54+ i te do 24 nie mają tak wyrobionych zmysłów jak te pozostałe, poszukiwane w ogłoszeniu.  No cóż z pracą, degustatora trzeba się pożegnać. Chociaż będę szczuplejsza, nie najem się tych niezdrowych tłuszczów i innych tam takich zawartych w tych smacznych czekoladkach. A moje zmysły degustatorskie zostawię sobie przy sporządzaniu koktajlu z awokado i borówek, z niewielką zawartością miodu i cytryny - mniam - polecam!!!
 Kawusia bez czekoladek - mniej słodko ale zdrowiej;-)

poniedziałek, 12 października 2015

Małe przyjemności

Dzień  pochmurny i strasznie zimny ale co tam gdy ma się na głowie  grubą własnoręcznie zrobioną czapkę  to pogoda nie jest taka zła. Dziś pomimo tej smętnej aury udało mi się wyjść na całkiem długi spacer i nie zmęczyć się. Miałam towarzystwo sąsiadki Koreanki. Ona uczy się angielskiego a ja udaję nauczycielkę choć oczywiście gdyby mój nauczyciel usłyszał  mój angielski nie byłby ze mnie dumny. Potem  usmażyłam placki cukiniowe i dowiedziałam się że są delicios  i  zostały uwiecznione na zdjęciu sąsiadki i możliwe, że przejdą do  historii  polako-koreańskich stosunków społecznych. Następnym razem zamierzam zrobić z Nią  kluski śląskie. Jak  widać małe przyjemności codzienności  stają się też smacznymi przyjemnościami.

W sobotę w drodze do szkoły świeciło wspaniałe słońce a czarny kocur usiadł na chodniku - nie mogłam tego nie  pominąć.

 Dziś w ten pochmurny dzień pooglądałam zdjęcia z podróży w góry i trochę zatęskniłam za słońcem.

Tak pięknie było tydzień temu.

piątek, 9 października 2015

Szkoła 7 latka

Pojechałam z siedmiolatkami na wycieczkę. Podróż trwała około godziny a zwiedzanie 2 godziny. Potem już tylko została podróż powrotna, która niestety trwała ponad półtorej godziny. Myślałam, że wycieczka będzie wspaniała i zarezerwowałam kolejne terminy. Okazało się, że dzieci miały tak dużo energii, że kilkakrotnie przez megafony  były upominane i straszone że zostaną  wyprowadzone z sali. Pan kierowca podsumowała drogę na Pracze Odrzańskie, że jeszcze z takimi dziećmi nie jechał. W czasie powrotu nie odezwał się, myślę, że zrozumiał, że dzieci tak mają - brzęczą i gadają nawet jak nie mają nic do powiedzenia. Sama jako optymistka i mama siedmiolatka  miałam nadzieję na szybki powrót i  marzyłam aby dzieci zasnęły podczas podróży powrotnej. Niestety dzieci, chyba mnie polubiły co skutkowało że chciały ze mną rozmawiać i ciągle słyszałam - proszę pani... . Gdy jednak zwróciłam uwagę co do zachowania  chłopców, którzy wiecznie mówili o bąkach, kupach, i innych śmierdzących tabu dorosłego człowieka usłyszałam - pani nami nie rządzi ;-) co rozbawiło mnie  do łez. Wcale się nie zdziwiłam gdy wychowawca na koniec wycieczki  zaproponował  aby na następny raz wziąć  na podróż bajki i płyty - może łatwiej przeżyjemy  bo o konwersacji z siedmiolatkami raczej nie możemy myśleć nawet przy największej dawce optymizmu.
Zazwyczaj podczas podróży ciekawi mnie wszystko  dzieci tylko w jednym miejscy wykrzyknęły z zachwytem oooo Biedronka - w wcale nie chodziło o owada tylko o sklep ;-) Zabawne choć  życiowe - prawda?
W podróży zazwyczaj wybieramy przejazd estakadom - syn lubi jeździć górą. Smiem jednak podejrzewać, że wśród klasowych koleżanek i kolegów niektórzy tylko znali to słowo. Dziś podczas czytania bajki zapytała się pani czym zajmuje się szewc  a dzieci z dumą wykrzyknęły szyje.  

czwartek, 8 października 2015

Deszcz

Dziś był pogodny dzień. Przyzwyczailiśmy się, że jest  słoneczna jesień a tu nagle pada. Oooo pada - jaka radość.
 Po miesiącu a może po jeszcze dłuższym czasie spadł deszcz. Czekaliśmy na niego długo a teraz jakbyśmy byli niezadowolenia no bo trzeba wyjść z pieskiem na spacer, któremu nie przeszkadza deszcz. Pobiegał, powąchał, pozaczepiał inne psy jakby nigdy nic, otrzepał  futerko i szczęśliwy wrócił do domu -   a ja  razem z nim.