Oj siąpi, kapie, pluska i na dodatek wieje. Psa bym nie wygoniła ale sama muszę. Wyciągam kalosze i wkładam wkładki żeby nie zamarznąć. Przymierzam ooooo dziura. Wilka ale całe szczęście to tylko moja dziura. ja wiem, że jest ale kalosze są w cętki, paski, kropki i dziura ukrywa się w nich znakomicie. Ubieram kalosze spoglądam w lustro, otulam się kapturem i w drogę - do szkoły z synem. I kolejny raz zdziwienie. Jest paskudnie, pochmurno, siąpi, wieje ale idę i robi mi się jakoś lepiej. nawet przez dziurę w kaloszu nie wlewa się deszcz. całe szczęście zrobiła się w takim miejscy, że jeśli nie wpadnę po kostki do wody wyjdę sucha stopą. Synek śpiewa o Kamień z napisem love i idzie nam się super szybko a deszcz już nam wcale nie przeszkadza. W drodze powrotnej przestaje synek już nie śpiewa - ot nie idzie ze mną, za to rozchmurza się choć nadal pada. Ale już mi nic nie przeszkadza. Spotykam panią zmokniętą jak kura, wymieniamy się serdecznymi spojrzeniami, uśmiechamy się do siebie. I dzień zaczyna się dobrze. Na dodatek ukisiłam barszczyk. Teraz czekam aż nabierze siły ;-) Uwielbiam kiszonki wszelkiej zawartości - dziś kapusta, jutro ogórki a pojutrze już chyba będzie barszczyk. Zapewne maż kupi kawałek boczusiu i jak to w te pochmurne dni zrobi nam się lepiej.
Czas na wspmnienia. Wczoraj był dzień nauczyciela. Pani nasza i pan od synka dostali słodkości i piękne kwiaty. Patrzę na nie - wyhodowane przez mojego znajomego. Prawda że piękne?
Kilka zebrałam po drodze - ot, tak, tu skubnęłam, tam zerwałam i powstał bukiet dla teściowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz