W wywiadzie z Jackiem Walkiewiczem ( GW) przeczytałam, żeby wejść na górę trzeba zejść z innej. Miałam wrażenie, że tkwię w jakimś marazmie a właściwie na jakimś podejściu, może półce skalnej i nie mam siły ani w dół ani w górę. Uzmysłowiłam sobie, że tak naprawdę to ciągle schodzę z góry i to już trochę trwa ale mnie wcale to nie przeszkadza i jest mi z tym dobrze. Schodzę jakieś dwa lata kiedy zostawiłam pracę zawodową i postanowiłam przerwać komfortowe ustabilizowane życie. Czasami ktoś się dziwi i wtedy udziela mi się ten niepokój innych. Teraz nie tylko w przenośni schodzę z góry ale na dodatek mam drabinę i maluję sufity dlatego na górę wchodzę i schodzę kilka razy na dzień. To taka miła odmiana - remont domu. Nowy rok rozpoczął się pracowicie i ciekawie. Góry nasze góry każdego dnia pokazują nam inne widoki. Czasami jest piękna aura innym razem wietrznie i trochę wieje grozą ale zawsze jest nadzieja na coś nowego.
Coś czuję w kościach ( chyba przez zakwasy ;-), że 2015 będzie tym gdy zakończę schodzenie z kolejnej góry i rozpocznę wchodzenie na inny szczyt.
Czasami latarnia bywa górą i góra latarnią. A tu zazwyczaj wieje ale za to jaki horyzont;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz