poniedziałek, 23 lutego 2015

Jasność

Gdy rodziłam naszego synka w czasie porodu długiego i męczącego nagle zobaczyłam wielkie światła i poczułam wielkie ciepło. Rażące, bardzo jasne światło - jakby na mnie świeciły lampy z pobliskiego stadionu i były tuż przy mojej głowie. Było po północy, nie mogły być to lamy ale tak myślałam przez chwilę. Potem przyszła mi myśl, że to pielęgniarka zapaliła lamy jakieś bakteriobójcze, wyjątkowo wrednie świecące i męczące, które powodowały że było mi strasznie ciepło i niedobrze.  Poprosiłam żeby wyłączyła je - a ona z przerażeniem i ze zdziwieniem odpowiedziała, że nie ma żadnych świateł i włączonych lamp. I wtedy, po chwili przyszedł na świat mój synek a światło zniknęło. A ja jak nawiedzona powiedziałam, witam Cię synku na świecie. Potem co jakiś czas myśl o lampach wracała mi do głowy i sprawdziłam - faktycznie stadionu brak przy porodówce.  A światło już nigdy się nie pojawiło. Teraz miło powspominać i czasami pomyśleć - a co to było? Mój mózg spłatał mi figla przy takim wysiłku. A może przez moment zmierzałam do innego świata?. Ale nie było mojej zgody na to. Czasami  myślę o tym jasnym, biało-niebieskim świetle ale ono jest już  gdzieś indziej, może na innej półkuli. I całe szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz