Znalazłam szkiełko. I nie jest to szkiełko rzeczne, ani morskie czyli takie gładkie wyszlifowane. Jest chropowate i sfatygowane a nawet ma rysę. Rysę w kształcie uśmiechu ale gdy odwróci się go do góry nogami uśmiechnięta rysa staje się skwaszoną, złą miną. Jednak u mnie w dłoni częściej kładę to szkiełko stroną uśmiechniętej buzi. Wtedy świat jest ciekawszy. Szkło ma krawędzie poniszczone. Z jednej strony jest wyszlifowane a z drugiej chropowate. Jak to w życiu. Wystarczy zmienić optykę patrzenia i już lepiej na sercu i w duszy i w głowie i uśmiech na ustach może się pojawić. Teraz już nie tylko zbieram szkiełka ale również inne drobiazgi z których tworzę opowieści. Opowieści o wiarze, nadziei i miłości.
Szkiełko i oko nie wystarczą jeszcze trzeba miłości, która jest najsilniejsza i nie da się jej tylko zobaczyć przez szkiełko trzeba jeszcze poczuć tą radość ( nie tylko głową;-). Może to być miłość do kamieni, dzrew, ptaków, do zwierząt a przyjdzie ta do siebie i do innych. Tylko trzeba do tej miłości kapkę cierpliwości i już i już ... ;-)
Pozdrawiam wszystkich przez szkiełko i z głębi serca. Ciał!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz